Mark Kozelek nagrał płytę, która jest hołdem złożonym wielkiej tradycji amerykańskiego storytellingu. Kto pamięta Kozelka z Red House Painters to dobrze wie, że teksty w jego twórczości nie są jedynie dopełnieniem warstwy muzycznej, lecz tworzą swoistego rodzaju esencję. Benji jest tego najmocniejszym wyrazem. To chyba najbardziej osobista płyta w całym dorobku Kozelka, gdzie jedenaście piosenek nie jest wyłącznie piosenkami sensu stricto – to pewna proza życia, rodzaj egzystencjalnych opowieści, w których odnajdujemy swoje własne mikro-narracje. Urzekający baryton Kozelka zabiera nas w podróż po mniej lub bardziej fikcyjnych spotkaniach z bohaterami jego życia. Melancholia i smutek przeplata się tutaj z gorzkim, ironicznym humorem a w tle najczęściej pobrzmiewa jedynie gitara akustyczna. Paradoksalnie, to, co mogłoby się wydawać największą wadą – ubóstwo aranżacji – staje się ogromnym sprzymierzeńcem. Jest to wyłącznie zasługa Kozelka, który utrzymywanie napięcia oraz emocji opanował do perfekcji, przez co Benji słucha się znakomicie. To album, który w was „wejdzie”, „wydrąży”, jednak po jego wysłuchaniu jedyne, na co będziecie mieli ochotę to włączyć go jeszcze raz i rozkoszować się szczerością pana z Ohio.
Jeśli więc zastanawiacie się czy warto sięgnąć po nowe wydawnictwo Marka Kozelka to odpowiedź może być tylko jedna – trzeba! W przeciwnym razie ominiecie jedną z najlepszych płyt, jakie w tym roku wyjdą.
[Mateusz Nowacki]