Pod szyldem łudząco podobnym do nazwiska twórcy ruchu Sytuacjonistów kryje się Radosław Sirko, który w muzyce, zwłaszcza od strony technicznej jak i teoretycznej ma spore doświadczenie. Jest kulturoznawcą, realizatorem dźwięku i radiowcem i taka baza wiedzy jest wyczuwalna w jego muzycznej twórczości. W 2013 roku na jednym z dwóch internetowych wydawnictw zremiksował utwory Lutosławskiego i Schuberta. Tegoroczne albumy, wydane nakładem Wounded Knife i Pawlacza Perskiego, nie tyle rozwijają obrane tam wątki, ale pokazują jak śmiało Sirko dąży do poszerzania dźwiękowego spektrum, którym operuje. Nie ogranicza się do jednej metodologii, jednocześnie czerpiąc z siarczystego i metalicznego noise'u, ale też zanurzając się w eksperymentalnym, rockowym etosie. Pierwsza strona Mangrave jest zdominowana przez jazzową metodologię wykorzystującą charczenie gitar, liczne nawarstwienie efektów i perkusjonalia w tle - bliżej jej do noise'owego odłamu rocka niż elektroniki. Ciągnąca się ponad 20 minut kompozycja przechodzi różne stadia, w finale zanikając w industrialnym zgiełku, nawarstwiających się brzmień terenowych, szczątków instrumentów i strzępków sampli. Strona B jest w większym stopniu ulotna, efemeryczna, bardziej zmetalizowana i elektroniczna, przypominająca nagrania Helm, a jednocześnie bardziej rozwinięta, odważna i różnorodna. Tutaj Sirrko niczym alchemik buduje fascynującą kawalkadę dźwięków, łącząc instrumentalne zagrania, sample, brzmienia analogowe i nagrania terenowe.
Kelp wydany nakładem wydawnictwa Pawlacz Perski, przyjmuje spokojniejszy charakter. To układanka, polegająca na stopniowym budowaniu dźwiękowych mikrostruktur, czasem w bardzo zrytmizowanej formie. Nagrania terenowe spajają się z syntetycznymi bitami, ambientowymi plamami w tle i zsamplowanymi loopami instrumentów. To także różnorodność formy – 10 kompozycji, które mieszczą się w obrębie 3-5 minut wymagają innej narracji i strukturyzacji utworów. Mniej tu miejsca na improwizację, a więcej starannego ułożenia dźwięków, w bardziej spokojnej, a nawet nastrojowej, kontemplacyjnej formule.
Gebord za jedną z metod przyjmuje sytuacjonistyczną technikę found footage, przetransplantowaną na pole dźwięku: zestawia brzmieniowe konteksty, sampluje materiały odległe formalnie i treściowo. Buduje przy tym gęsto utkaną dźwiękami konstrukcję, której punktem wyjścia jest to co w języki angielskim można nazwać noise, a co w polskim nie ma jednoznacznego wytłumaczenia: hałas, szum, zgrzyty, skrzypienia, zakłócenia. Duy Gebord jest trochę "śmietnikowym" twórcą, podejmując recycling na znalezionym materiale, modulując go, tnąc, edytując, bawiąc się nim. Efekt jest rewelacyjny, zwłaszcza jeśli spojrzy się na jego twórczość przez pryzmat dwóch wydanych fizycznie i dwóch cyfrowych albumów. Konsekwencja już teraz pokazuje, że na scenie eksperymentalnej jego dwa albumy są w tym roku w ścisłej czołówce najbardziej interesujących wydawnictw.
[Jakub Knera]