Czwarta płyta norweskiego składu 1982 (trio wykorzystujące skrzypce, harmonium, pianino i perkusję) to, spośród licznych tegorocznych wydawnictw Hubro Records, jeden z bardziej chłodnych, oszczędnych, bliski (powiedzmy) tzw. ”estetyce północy” albumów. Ma wyraźne dwa oblicza, co winylowe wydanie, nie wspominając o tytule, w dodatku ewidentnie eksponuje. Pierwsza odsłona to długa kompozycja nagrana z udziałem dętej miniorkiestry (na klarnet, róg, fagot, puzon i flet), ale tak mocno rozbudowany skład operuje z początku skromnymi, powściągliwie budowanymi dźwiękami, bez zarysowanego rytmu, usytuowany gdzieś na gruncie współczesnej kameralistyki. Powłóczyste linie poszczególnych instrumentów co chwila wchodzą na pierwszy plan i się z niego wycofują; barwny, nieco abstrakcyjny pejzaż nabiera z czasem bardziej żywych kolorów i dynamizmu, jest kilka momentów kulminacyjnych, pojawiają się, głośne na tle reszty, interwencje perkusji i skrzypiec, rozbijające dość płynną narrację i podkreślające dramaturgię i niepokój tych osiemnastu minut. Duży urok tej części to przede wszystkim zasługa zaproszonych gości, ma się przy tym wrażenie, że w kontekście całej płyty to jakby osobny, "obcy" utwór. Druga połowa A/B to z kolei pięć niedługich kompozycji zagranych już w podstawowym składzie – znów klimat determinuje oszczędne operowanie instrumentami, tutaj siłą rzeczy skromniejsze, ale bardziej rozpięte stylistycznie, przynoszące szorstką abstrakcję, ambientowo-dronowe odcienie, ale i hipnotyczny puls, kierujący improwizowane partie w dość przystępne, rytmiczne rejony. Moim zdaniem niezbyt jednak wytrzymuje porównanie z pierwszą – jeśli strona A miała swoje ciekawe rozwinięcia i mocno angażowała uwagę, to tutaj ma się wrażenie pewnej szkicowości materiału, nie do końca pozwalającej na głębsze w nim zanurzenie. Proste, oszczędne środki pozwoliły osiągnąć całkiem interesujący rezultat, ale poczucie, że mogło być lepiej pozostaje.
[Marcin Marchwiński]