polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
John Garcia John Garcia

John Garcia
John Garcia

Najnowszy, a zarazem pierwszy solowy krążek Johna Garcii potwierdza tezę, że różne, tworzone na przestrzeni lat kompozycje, nie powinny być wydawane na jednym krążku, a już na pewno nie w formie płyty. Garcia – kiedyś wokalista legendarnego już Kyuss, aktualnie udzielający się w Vista Chino i Unida – wydał anonsowany od kilku lat album, który w swojej treści okazuje się być zbiorem prostych i bardzo chwytliwych utworów.

Spośród jedenastu propozycji jedynie trzy zasługują na uwagę. Reszta poraża banalnością oraz brakiem energii, co potwierdza już na otwarciu „My Mind”. Brzmiący jak niedokończony odrzut z sesji …And the Circus Leaves Town, tylko na początku nawiązuje do „pustynnych zasad”, obecnych w dotychczasowej karierze Garcii. Całość zostaje zepsuta przez jedną z najgorszych linii basu w całej działalności amerykańskiego wokalisty. Następujący po nim, cover Black Mastiff „Rolling Stoned” to już prawdziwa estetyczna tandeta. Uczucie konsternacji wywołują zwłaszcza wyśpiewane na tle słodkich riffów słowa „If you leave me I will kill you, I will kill you If you leave me, All alone, rollin stoned”. Cukierkowatość oraz banalność czyni z tej kompozycji jedną z najgorszych w historii desert rocka. Doskwiera również bardzo słabe nagłośnienie gitar, najbardziej odczuwalne we „Flower” czy „The Blvd”, które świadczy o fatalnej produkcji tego krążka. Wstawki żywcem wyjęte z rock and rolla, a także płytkie teksty budzą spore niedowierzanie.

Dopiero siódmy kawałek „His Bullets’ Energy” wywołuje jakieś pozytywne odczucia. Psychodeliczne naleciałości, intensywna linia basu oraz spiralna partia gitar budują odpowiedni dla tego typu produkcji klimat. Zwraca uwagę dynamiczny „Argleben”, który ma to coś, co pozwala na chwilę przenieść się w ciepłe, pustynne rejony. Jednak co z tego skoro „Saddleback” oraz „All These Walls” nudzą niemiłosiernie. Ostatnim kawałkiem zasługującym na wyróżnienie jest ballada „Her Bullets’ Energy”, która dowodzi, jak dziwną oraz nieprzemyślaną kompilację tworzy zbiór piosnek na tym albumie.

Płyta jest doskonałym przykładem na to, że bez zaplecza kompozycyjnego oraz produkcyjnego, nawet najciekawszy wokal nic nie pomoże. Sam Garcia, bez dwóch zdań, zdecydowanie lepiej wypada w towarzystwie.

[Dariusz Rybus]