polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
Zoharum wywiad z Maciejem Mehringiem

Zoharum
wywiad z Maciejem Mehringiem

W ubiegłym roku mieliśmy prawdziwy wysyp nowych produkcji z logo Zoharum. Przede wszystkim premierowych materiałów, ale także i kilku pieczołowicie przygotowanych reedycji. Z coraz większą uwagą śledzę ich poczynania na niwie wydawniczej i mogę stwierdzić, że z każdym kolejnym miesiącem ukazuje się materiał co najmniej godny uwagi. Między innymi o pasji, winylach i plikach muzycznych rozmawiałem z Maciejem Mehringiem, współtworcą Zoharum.

Pod szyldem Zoharum działają...

Bardzo różni ludzie z pasją, artyści, muzycy, graficy. Jednak ty pewnie pytasz o trzon, który tworzymy w trójkę: Michał Porwet, Radek Murawski i moja skromna osoba. To właśnie my podejmujemy wszystkie decyzje, kierujemy planem wydawniczym i podrzucamy sobie wzajemnie pomysły na różne nasze działania. Musimy jednak przyznać, że bez pomocy wielu osób, w tym również artystów, byłoby to o wiele trudniejsze. Wielu z nich angażuje się w liczne działania Zoharum, nie tylko te, związane z ich krążkami, ale w ogóle w różne inicjatywy tj. działalność promocyjna, organizowanie wydarzeń kulturalnych, czy nawet pomoc w prozaicznych czynnościach wydawcy. 

Początek działalności wytwórni datuje się na rok 2007. Pora uruchomić wehikuł czasu i trochę powspominać. Jak to się wszystko zaczęło?

Zaczęło się dość zwyczajnie. W 2007 roku chcieliśmy razem z Radkiem wydać nasz album Bisclaveret vs. Bruno Les Mannequins, tak, aby jego premiera zbiegała się z urodzinami B. Schulza. Żaden z ówcześnie działających labeli nie mógł dać nam takiej gwarancji, więc wzięliśmy sprawy w swoje ręce. Powołaliśmy wydawnictwo, które z założenia miało publikować nasze albumy. Wkrótce okazało się, że ciekawych projektów do wydania jest więcej, tak więc powoli zaczęliśmy publikować także albumy innych artystów. Z czasem zmieniły się proporcje. Dzisiaj wydanie płyty naszego zespołu jest tylko częścią całego, obszernego cyklu wydawniczego, rozpisanego na dany rok. Wiele zmieniło się na przestrzeni tych prawie ośmiu lat. Na początku musieliśmy dwoić się i troić, aby znaleźć środki na publikację chociażby jednego krążka na kwartał. Szukaliśmy różnych rozwiązań. Odkładaliśmy pieniądze, zarobione podczas koncertów, organizacji imprez. Nie było lekko, zwłaszcza, że nie chcieliśmy iść na łatwiznę. Od razu postawiliśmy na publikację płyt wyłącznie na nośniku CD (CD-Ry nie wchodziły w rachubę). Chcieliśmy utrzymać taki standard, który był trudny, zwłaszcza na początku, gdy trzeba najpierw powiedzieć światu, że "istniejemy, publikujemy ciekawą muzykę – zobaczcie nas". Dzisiaj sytuacja, chociaż wciąż nie jawi się w różowych barwach, wygląda znacznie lepiej. Na przestrzeni – wydawałoby się – tak krótkiego okresu wiele się zmieniło w mediach. Wiele portali muzycznych upadło, zostało wypartych przez portale społecznościowe, ale też otworzyły się inne media. To też działa na korzyść. Zmieniły się realia, zmieniły się zapotrzebowania. Jako Zoharum raczej nie oglądamy się zanadto wstecz. Wolimy myśleć o przyszłości. Na tym głównie skupiamy naszą energię. Dlatego, dzięki uporowi i determinacji, dobiliśmy już do 100 wydanych przez nas tytułów. Myślę, że jak na taką niszę, dobrze jawi się nasza siedmioletnia historia. 

Wydawanie muzyki to już realny zysk czy wciąż kosztowne, ale przyjemne hobby?

Wydawanie obecnie muzyki – zwłaszcza alternatywnej w niemal każdej formie, nie funkcjonującej w obrębie mainstreamu – to nie jest realny zysk, a raczej drogie hobby. Mamy jednak to szczęście, że dzięki naszej pomysłowości, kreatywności i pracy, nigdy nie byliśmy zmuszeni do wykładania prywatnych pieniędzy. Możemy powiedzieć, że udało nam się stworzyć takiego samograja, do którego nie dokładamy, ale też z którego nie wyciągamy pieniędzy. Wszystko, co zarobimy, inwestujemy w działania Zoharum (publikacje, promocja, itp.). W tym kontekście – mimo konieczności prowadzenia działalności gospodarczej – działamy jak instytucja non-profit, która mimo braku przychodu, daje nam wiele radochy. W końcu to nasza pasja.

Muzyka niszowa, eksperymentalna, niezależna. Które z tych określeń najlepiej pasuje do wydawnictw z katalogu Zoharum? Masz jakiś klucz, jakim kierujesz się przy wyborze kolejnego wykonawcy?

Każde z tych określeń pasuje do nas. Chociaż nie każde będzie odnosiło się do konkretnych albumów. Wydajemy, wbrew pozorom, dość różną muzykę. Znajdziesz u nas dubującą elektronikę, post techno, ambient, post rocka, a także industrial czy muzykę rytualną, akustyczną. Głównym kryterium doboru są nasze gusta. Każdy z nas podrzuca pomysły, rozmawia indywidualnie z różnymi artystami. Jednak ostatecznie decydujemy wspólnie, czy dany krążek zostanie przez nas wydany, czy też nie. Zarówno Michał, jak i ja, musimy być przekonani w stu procentach o tym, że dany album jest dobry na tyle, aby w niego inwestować czas, energię i nasze pieniądze.

W katalogu Zoharum przeważają wydania albumów na CD. Czy w dobie hajpu na winyl myślałeś o poszerzeniu oferty o ten nośnik w znacznie większym wymiarze, niż to jest obecnie?

Cały ten winylowy hajp jest mocno rozdmuchany przez media i – szczerze mówiąc – nie ma wiele wspólnego z rzeczywistością. Zarówno CD jak i winyl czy kaseta, funkcjonowały nieprzerwanie na scenie, z której się wywodzimy. Oczywiście, da się zauważyć nieco większe zainteresowanie tym nośnikiem niż miało to miejsce kilka lat temu. Jednak nie jest ono tak duże, jakbyśmy się tego spodziewali po euforycznych opiniach wielu dziennikarzy, wieszczących ogromny sukces na polu sprzedaży winylowych placków. Owszem, zgodnie ze statystyką, procentowo sprzedaż winyla wzrosła, jednak nadal jest ona o wiele mniejsza niż sprzedaż CD. Mówię to, mając doświadczenie nie tylko podparte własnymi publikacjami, ale także to, zdobyte w dystrybucji różnych tytułów zarówno CD jak i LP innych wydawców. Owszem, idealnie byłoby wydawać każdy album na wszystkich nośnikach. Osobiście również lubię duży, 12” format okładki, jednak przestawienie się na taką działalność to bardziej kwestii marzeń, aniżeli realnych planów na przyszłość. Ten format minie, jak każdy inny. Pamiętam jeszcze przełom lat 80. i 90., kiedy wieńczono koniec czarnej płyty, a ona – choć w szczątkowej formie – przetrwała do dzisiaj. Niejednokrotnie, czy to w Polsce, czy za granicą miałem okazję, na przestrzeni 20 lat rzekomego niebytu winyli, nabywać czarne krążki w różnych miejscach. Nie byłem w tym odosobniony. Dzisiaj, poprzez podsyconą przez media, nakręconą modę, te same krążki w sklepach dla kolekcjonerów zdrożały często o 300%. Wracając jednak do działalności Zoharum - prawda jest taka, że inwestycja w CD prędzej zwróci się, niż inwestycja w winyl. Wbrew pozorom, odbiorców na nośnik CD również jest więcej. Dzięki czemu artyści ze swoją muzyką na CD mogą dotrzeć do szerszego grona miłośników muzyki (umownie) eksperymentalnej. Kolekcjonerzy czarnych krążków to wciąż nisza w niszy. Tak więc, studzimy emocje, nie rzucamy wszystkiego na szalę, aby publikować wyłącznie winyle, chociaż pewnie niektóre z naszych tytułów ukażą się i w tym formacie. 

Co generuje większą sprzedaż? CD czy pliki muzyczne?

Wciąż CD, chociaż daje się zauważyć zwiększone zainteresowanie zakupem plików cyfrowych. Osobiście nie mam szacunku do digitalowych publikacji, nie kupuję ich. Dla mnie streaming, czy format mp3 jest świetną formą promocji, sprawdzenia albumu przed zakupem. Rozumiem jednak potrzeby innych, dlatego też, oprócz publikacji tradycyjnych, wspieramy się sprzedażą cyfrowych wersji naszych tytułów za pośrednictwem np. Bandcamp. Nie wykluczamy w przyszłości innych rozwiązań. W końcu wydawnictwo prowadzi się nie tylko dla siebie. Wierzymy, że zawsze znajdą się kolekcjonerzy fizycznych nośników, którzy podzielać będą nasz zapał do nich. Nie możemy jednak lekceważyć osób, które w legalny sposób chcą nabyć wersję digital. Nie dajemy się oczywiście zwieść się portalom typu Spotify, które młodym, niezależnym twórcom nie dają nic, poza wątpliwą – w tym zalewie muzyki – promocją. To jednak temat na osobną rozmowę. 

Działalność Zoharum mocno opierasz na komunikacji internetowej. Poza obowiązkowym Facebookiem jest sklep internetowy (Alchembria), wspomniany profil na Bandcamp, kanał na YouTube. To chyba minimum, aby dziś funkcjonować jako wydawca?

Zgadza się, to niezbędne minimum, aby być widocznym w necie. Prowadząc tak niszowe wydawnictwo, musisz odnaleźć się w sieci małych środowisk, a nawet docierać do pojedynczych osób, rozsianych w różnych zakątkach globu, często nie znających innych ludzi, lubiących podobne dźwięki we własnym mieście czy okolicy. Jako wydawcy staramy się więc wychodzić z własną ofertą jak najdalej. Do tego Internet wydaje się najlepszym medium. Dzisiaj większość z nas, aby nabyć interesujące tytuły muzyczne, bądź literackie, a nawet prozaiczne sprawunki marketowe, najczęściej sięga właśnie do sieci. Niekiedy pokierowane jest to brakiem czasu, a nieraz po prostu najbogatszą ofertą w jednym miejscu, gdzie za sprawą kilku kliknięć myszką, dokonujesz zamówienia, zapłaty i czekasz na dostawę w domu. W sklepie we własnej okolicy niejednokrotnie zostaniesz odprawiony z kwitkiem. W necie nam to nie grozi. Nie jest tajemnicą, że sieci pokroju Empik czy MediaMarkt nie przedstawiają nam obecnie specjalnie ciekawej oferty – zwłaszcza muzycznej. Przez wiele lat nieudolności w zarządzaniu, zniechęcili sporą rzeszę pasjonatów i kolekcjonerów. Sprzedaż w realnym sklepie muzycznym, poza jakimiś targami muzycznymi, festiwalami, jest praktycznie niemożliwa, jeżeli szukasz tytułów spoza listy bestsellerów. 

Jako wydawcy wciąż poszukujemy nowych form promocji. Nie śpimy, sprawdzamy, testujemy. Teraz trwają prace nad nową wersją naszego sklepu. Mam nadzieję, że niedługo uda nam się uruchomić nowy silnik, aby każdemu było łatwiej poruszać się na platformie Alchembria.pl . Co jeszcze? Zobaczymy… 

Hybryds, Different State i przede wszystkim Rapoon to niekwestionowani liderzy reedycji w katalogu Zoharum. Czym kierujecie się przy wyborze płyt do powtórnego wydania?

 Należałoby dodać do tego zestawu przynajmniej jeszcze Troum i Maeror Tri. Są też i inni. Dobór jest dość prosty, wydawałoby się, że oczywisty. Chętnie wydajemy te materiały, które sami bardzo lubimy, a których zdobycie dzisiaj graniczy niemalże z cudem. W większości przypadków, jesteśmy zagorzałymi, wieloletnimi fanami tychże projektów. To właśnie taki nasz ukłon w stronę pasjonatów, z którymi chcemy dzielić się tę naszą pasję. Każdy z tych krążków jest wyjątkowy, a przez wiele lat niedostępny dla osób, które dopiero dzisiaj odnalazły taką muzykę – czekającą na ponowne odkrycie. Przekonałem się kiedyś o tym na własnej skórze, gdy napisał do mnie jeden z niemieckich dziennikarzy, zafascynowany albumem Different State. Zapytał mnie, jak to możliwe, że mamy w Polsce tak niesamowity projekt, o którym prawie nigdzie nie mógł znaleźć informacji. To miłe, zważywszy na fakt, że jest to zespół wyjątkowy, który miał co prawda swoje „pięć minut” w latach 90., ale dzisiaj wciąż czeka na ponowne odkrycie przez szersze grono odbiorców. Wracając jednak do formatu i edycji takich tytułów, niektóre z naszych reedycji doczekały się swojej pierwszej publikacji na płycie kompaktowej (kasety i CD-Ry, które po części utleniły się w niejednym zbiorze, a także winyle od dawna niedostępne w sprzedaży). Dodatkowo szukamy zawsze jakiegoś smaczku, zachęcamy artystów, aby pogrzebali w swoich archiwach, aby udostępnili coś, co nigdy nie ujrzało światła dziennego. Dlatego często te reedycje, oprócz nowego masteringu, nowej szaty graficznej, opakowania wzbogacone są jeszcze o bonusowe nagrania, dodatki, poszerzone wersje, itp. Wówczas taka reedycja to coś więcej – coś, co pozwoli traktować ją, jak nową publikację. W tym roku również planujemy kilka podobnych edycji, reedycji polskich, jak i zagranicznych zespołów.

Oprawa graficzna oraz samo opakowanie albumu to punkt wyjścia czy też końcowy element wydawniczej układanki?

Z tym bywa różnie, na ogół to kwestia indywidualna, którą należałoby odnieść z osobna do każdego tytułu. Zarówno kolejność jak i źródła pochodzenia szat graficznych są różne. Czasem zespoły przychodzą z własnymi pomysłami, projektami, które są już gotowe w chwili przekazania materiału muzycznego do publikacji. Niekiedy sami przejmujemy inicjatywę, zapraszając któregoś z zaprzyjaźnionych artystów do współpracy, bądź czasem i ja podejmuję się przygotowania pełnej szaty graficznej od podstaw. Nie ma na to reguły. Chociaż nasze okładki są bardzo różne, wręcz niepodobne do siebie, to nie jest tak ważne. Najważniejsze, aby były spójne z zawartością muzyczną. Kładziemy większy nacisk na to, aby muzyka została niejako opakowana we właściwy dla siebie sposób. Przywiązujemy dużą wagę do estetycznej części naszych publikacji. W końcu przygotowując album, kierowany w głównej mierze do kolekcjonerów, musimy przygotować „produkt”, który z przyjemnością będzie trzymało się w takiej kolekcji. Wydaje mi się, że nawet nam się to udaje. (śmiech)

Ubiegły rok to prawdziwy wysyp nowości z logo Zoharum. Doskonałym podsumowaniem jest składanka Sensitive Data 4. Rozumiem, że to już taka mała tradycja?

To prawda, za nami wyjątkowo pracowity rok. Udało się w sumie opublikować 30 płyt. Chociaż ciężko mi dzisiaj w to uwierzyć, ale to fakt. Zaryzykuję stwierdzenie, że ilość poszła w parze z jakością. Większość naszych tytułów spotkała się z dobrym przyjęciem recenzentów i odbiorców muzyki w ogóle. Niektóre znalazły się w różnych podsumowaniach rocznych. To wszystko napawa radością i daje powód do zadowolenia z dobrze wykonanej pracy. Jednak przede wszystkim to zasługa wielu artystów, którzy wykrzesali z siebie wiele, aby opublikować dobre albumy. Każdy z osobna zasługuje na uwagę, choć nie każdy trafi w czyjeś gusta, ale z drugiej strony, jest dobry w swoim gatunku. Cieszy nas to niezmiernie. Mam nadzieję, że i ten rok przyniesie wiele podobnych publikacji. Będziemy do tego dążyć. Co do Sensitive Data 4, można powiedzieć, że to już nasza tradycja. Ta internetowa publikacja, to podsumowanie mijającego roku. Łącznie 29 nagrań, w tym dwa ekskluzywne. Ponad trzy godziny muzyki, pokazującej, jak różne oblicza ma katalog z logo Zoharum. To prezent dla każdego, ale też okazja do zapoznania się z nagraniami artystów, z którymi współpracujemy na co dzień. Kompilacja dostępna jest na naszym profilu Bandcamp w opcji do darmowego pobrania. Jeżeli ktoś chciałby zobaczyć, jaką paletą brzmień mieni się nasz katalog, odsyłam na profil zoharum.bandcamp.com

W kooperacji z Beast Of Prey powstaje "Hard Art" - papierowy magazyn, który zajmuje się promocją muzyki niszowej. Sądząc po wyczerpanych nakładach pierwszych numerów, to dobry pomysł. Pasjonatów do pisania i czytania nie brakuje?

Myślę, że to był bardzo dobry pomysł. Zrodził się podczas jednego z pokoncertowych spotkań. Podyktowany był przede wszystkim zapotrzebowaniem na tego rodzaju pisemko, jakiego nie ma, a przynajmniej w tamtym czasie nie było na naszym rynku. Wówczas "M/I" zakończyło działalność, "Glissando" pojawiało się dość rzadko, w sumie nie było niczego takiego, co opisywałaby muzykę, sztukę, którą prezentujemy na łamach "Hard Art". Owszem zdarzały się małe epizody w prasie drukowanej, jednak traktowane były dość wybiórczo. Zatem wzięliśmy sprawy w swoje ręce i ciągniemy je do dzisiaj, publikując niedawno dziewiąty numer. Teraz te realia nieco się zmieniły. Powstało kilka nowych magazynów drukowanych. My jednak nie pretendujemy do miana magazynu - wszak "Hard Art" ma status informatora - wolimy zachować naszą zinową formułę, dającą więcej swobody w działaniu na tym polu. Wciąż robimy swoje, wciąż odkrywamy nowe, niepodyktowane modą i nienarzucane przez reklamodawców rejony muzyczne. Nasi czytelnicy widzą i doceniają to. Każdy numer sukcesywnie rozchodzi się do zera, co daje satysfakcję. Kolejna rzecz, która powstaje z pasji dla ludzi z pasją. Na przestrzeni kilku lat w naszej ekipie przewinęły się różne osoby. Z czasem wykształtowała się też stała ekipa redakcyjna, która ma ogromny wpływ na ostateczny kształt i charakter pisemka. Cieszę się i przy okazji dziękuję wszystkim tym, którzy wnoszą swoją cegiełkę w rozwój "Hard Art". Należy im się uznanie również z tego względu, że robią to z zamiłowania, bez perspektyw zarobku. Powoli, małymi krokami docieramy do środowisk, które bardziej cenią rzetelną informację, solidne pisemko, aniżeli kolorowy "papierzak" upchany reklamami, gdzie jako przerywnik można obejrzeć obrazki i przeczytać kilka zdań o jednym z artystów.

Nowy rok, nowe wyzwania, nowe wydawnictwa. Czego możemy spodziewać się ze strony Zoharum?

Nowy rok, nowe wyzwania... Tak, znaczną część naszych noworocznych planów znaliśmy już jesienią. Część jeszcze wciąż się krystalizuje. Czeka nas kolejnych 12 miesięcy wzmożonej aktywności na polu wydawniczym. Zebraliśmy doświadczenie w mijającym roku, zmieniamy powoli nasz system działania, jednak nie damy o sobie zapomnieć. Nie chciałbym za szybko podawać szczegółowego planu, który może jeszcze nieco się zmienić. Powiem tylko, że wkrótce ukażą się nowe tytuły projektów: Strom Noir, Machinefabriek, Hybryds oraz Inner Vision Laboratory. Pracujemy również nad kolejnymi. Mamy wiele ciekawych pomysłów. Zachęcam do odwiedzin naszych stron, gdzie na bieżąco informujemy o naszych poczynaniach. Dziękuję za rozmowę i możliwość prezentacji na łamach PopUp.

[Marc!n Ratyński]