Drugi koncert w Pardon był zarazem drugim w ogóle tria Peter Brötzmann / Steve Swell / Paal Nilssen-Love. Powracając do Pardon po trzech miesiącach Brötzmann ponownie wystąpił w trio z eksplozywnym perkusistą (wtedy Noble, teraz Nilssen-Love) oraz muzykiem grającym na instrumencie budującym nietypowe okoliczności dla charakterystycznej maniery niemieckiego saksofonisty (wtedy Adasiewicz na wibrafonie, teraz Swell na puzonie). Z tym, że za każdym razem są to muzycy, którzy absolutnie akompaniatorami nie są i o graniu na pierwszym czy drugim planie mówić nie sposób. Do wolnego jazzowego grania termin "porządne" niezbyt pasuje jako komplement, ale akurat wydaje mi się na miejscu - po spotkaniu takich muzyków o dojrzałych osobowościach nie spodziewam się formalnych czy estetycznych rewolucji, ale raczej nowych kontekstów dla autorskich brzmień, barw i struktur. Drobiazgów czyniących różnicę między standardowym a wyjątkowym graniem free. I to oczekiwanie zostało spełnione, a choć o poszczególnych muzykach wiele nowego ten koncert nie powiedział, to pokazał, dlaczego to oni należą do tych, którzy w graniu free wyznaczają, paradoksalnie, standard.
[zdjęcia: Piotr Lewandowski]