Występ Tony'ego Di Napoli przy okazji wystawie "Majątek" w warszawskiej Królikarni zapowiadał się jako najoryginalniejszy koncert miesiąca (co najmniej, bo może i sezonu). Zdecydowanie takim był, dostarczając niezapomnianych wrażeń. Di Napoli grał na litofonach, a konkretnie trzech potężnych instrumentach zrobionych z wapienia, zą pomocą pałek z główkami z tworzyw sztucznych (jak do marimby czy ksylofonu), rąk i różnych drobiazgów. Bez żadnej amplifikacji wydobywał ze swoich instrumentów olbrzymią dynamikę, od dźwięków na granicy słyszalności po wręcz hałas, a rozlewające się po sali górne składowe harmoniczne były imponujące. Wachlarz środków wyrazu Di Napoli miał siłą rzeczy dość skromny, ale operował nim doskonale - dźwięczne pulsy, drony i falujące chmury wzbogacał akcentami osiąganymi za pomocą umieszczania na litofonach kamyczków wprawianych w drżenie przez masywne instrumenty. Całość przypominała estetykę ZEVa czy Hati, ale też elektronicznego ambientu i zagrana była z dużą muzykalnością. Piękny, frapujący koncert.
[zdjęcia: Piotr Lewandowski]