Pierwszy z dwóch warszawskich koncertów Alexander von Schlippenbach Trio wydarzył się, tak po prostu. W Pardon usłyszeliśmy trzech cholernie doświadczonych muzyków, grających ze sobą od lat (choć tego akurat dnia spotykających się pierwszy raz od pięciu miesięcy), płynących w nieprzerwanej improwizacji bez jakichkolwiek pomyłek, potknięć, na wysokim instrumentalnym poziomie i z okazjonalnymi objawieniami czegoś błyskotliwego. Ale płynących też bez szczególnego zaskoczenia i ekscytacji. Był to mocno intelektualny (co bynajmniej nie było niespodzianką) występ, poskładany ze zdarzeń dźwiękowych unikających wyraźnych przykuwaczy uwag, bardzo europejski w unikaniu emocjonalnych uniesień i dostarczaniu wielu momentów, w których w skupieniu wypada skubać zarost. Nie drwię bynajmniej, chętnie od czasu do czasu takiego przemyślanego improv słucham na żywo (z płyt już dawno odpuściłem), ale tego czegoś mi na koncercie tria zabrakło. Może odrobiny sonorystycznego eksperymentu Evana Parkera, którego w tym projekcie on akurat unika? Może paru momentów, w których nie jeden akurat muzyk, ale cały skład wzniósłby się ponad stabilną średnią utrzymywaną przez cały koncert? W każdym razie czegoś mi zabrakło, by wyjść z Pardon z przekonaniem, że stało się coś więcej niż to, że koncert się wydarzył.
[zdjęcia: Piotr Lewandowski]