Muzyka zespołów związanych z chilijską wytwórnią BYM nabrała dla mnie pełnego sensu i rumieńców gdy posłuchałem jej tam, gdzie powstała - nie ma lepszego soundtracku do włóczenia się po nieostrym krajobrazie Santiago czy przemieszczania po (wbrew pozorom) potężnych przestrzeniach Chile niż te psychodeliczne, czasem leniwe, czasem nerwowe granie. The Holydrug Couple wśród kapel z Santiago są tą jedną z bardziej właśnie brzmieniowo leniwych, słonecznych, nieco zamglonych. Ale też jedną z najwięcej koncertujących w Stanach i Europie. I ich muzyka nie traci niczego bez lokalnego kontekstu - ma w sobie coś lekko odległego, ale też dobrze koresponduje z tradycją dream popu czy różnych odcieni psychodelii i repetycji z północnej półkuli. Na koncercie w Chmurach zespół promował nowy album Moonlust, słodszy i jeszcze bardziej rozmarzony niż starsze nagrania, choć pojawiło się kilka najmocniejszych momentów z Noctuary (zwłaszcza w drugiej połowie koncertu), a nawet coś starszego. Holydrug zawsze (widziałem ich po raz drugi) sprawiają wrażenie, jakby na scenie czuli się niepewnie, ale grają dobrze i w Chmurach rozkręcali się z utworu na utwór. Ich muzyka bardzo dobrze sprawdziłaby się pod gołym niebem, ale jak na razie wiedzą to festiwale na zachodzie albo w Czechach. Dobrze, że między tymi festiwalami Holydrug wpadli do Warszawy.
[zdjęcia: Piotr Lewandowski]