To już piąta odsłona cyklu corocznych płyt rejestrowanych przez trio Haino / O’Rourke / Ambarchi na corocznych koncertach w Tokio. Płyt, które do Europy docierają czasem ze sporym opóźnieniem, ale warto na nie polować. Tym razem hipnotyczno-transowe improwizacje tria przyjmują bardziej wyciszoną formę – na początku zdominowaną przez akustyczną gitarę i lutnię, później pełną syntezatorowych pisków. Spoiwem jest puls Ambarchiego, napędzający tę machinę. Choć początek należy do najspokojniejszych w ich zarejestrowanym dorobku i transowa część jest spięta klamrą niepodrabialnych zaśpiewów Haino i chaotycznej gitary O’Rourke, to w ostatniej części trio funduje istny rollercoaster – eksplozje elektronicznego hałasu, trele fletu, zagęszczanie perkusyjnych struktur. Nie ma sensu szerzej raportować przebiegu albumu, dość powiedzieć, że trio, choć efemeryczne, wypracowało razem frapującą formułę – podszytą rytmiczną repetycją, ale w każdej odsłonie nieco inną, zaskakującą i fascynującą. Ambarchi w wywiadzie w tym numerze mówi, że grając z Haino nigdy nie wie, co się wydarzy. Ich kolejna wspólna płyta pokazuje, że nie są to puste słowa.
[Piotr Lewandowski]