Bartosz Kruczyński ma bardzo dobrą passę. Po ubiegłorocznym, bardzo dobrym albumie jako The Phantom, w tym roku z duetem Ptaki w końcu wydał długogrający, debiutancki album. Zarówno wtedy gdy prezentuje bardziej syntetyczną odsłonę muzyki house, jak i dokonuje plądrofonii na polskich piosenkach doby lat 70. i 80., jego twórczośc wywołuje ogromne wrażenie. O tym jak zapatruje się na przeszłość, przeboje, a także swoje projekty, opowiada poniżej.
Jakub Knera: Rok temu wydałeś długogrający album jako The Phantom, teraz debiutancką długogrającą płytę wydają Ptaki. Jednak wcześniej, w obu przypadkach wydawałeś także epki i single. Czym różni się dla Ciebie praca nad krótkimi a czym nad długimi formami? Czy epki i single traktujesz jako preludium, zajawki pomysłów, a może nadajesz im znaczenie "przebojów" tak jak w przypadku radiowym, kiedy najlepiej funkcjonują autonomicznie, a nie w zestawie innych utworów?
Bartosz Kruczyński: Album w moim przypadku najczęściej sprowadza się do pomysłu, który może zostać przekazany tylko większą ilością środków. Miara czasu czy wprowadzenie, zamknięcie są dodatkowymi wartościami, które w przypadku EP nie są dla mnie tak istotne. Czasami na zawartość EP mają też większy wpływ wytwórnie.
Jak rozumiesz pojęcie "albumu" z perspektywy długogrających albumów Ptaków i The Phantom? Co nastąpiło w obu tych przypadkach, że nadeszła pora na nagranie dłuższej wypowiedzi?
W przypadku Phantoma zaczęło powstawać coraz więcej materiału, który miał nieco inne założenia aranżacyjne czy stylistyczne od muzyki wydawanej na singlach. LP 1 to spory przeskok nawet od EP 3 wydanej rok przed nim, mimo użycia podobnych barw. W przypadku Ptaków samym powodem powstania projektu był album.
Nim przejdziemy do Ptaków, porozmawiajmy o The Phantom. Twoje epki były dosyć mocno zróżnicowane, zarówno jeśli porówna się bardziej grime'owe nagrania dla Senseless Records i muzyczny eksperyment dla Sangoplasmo. Na ile oba te kierunki były chwilowymi odskokami, na drodze kształtowania się muzyki The Phantom, do których raczej już nie wrócisz, a na ile to istotne etapy twojej drogi, które w Twoich zainteresowaniach są wciąż obecne?
To istotne etapy, do których cały czas wracam. LP 2 jest ponownym hołdem dla grime’u. Nowa płyta, którą nagrywam to rozwinięcie estetyki muzyki tła z kasety dla Sangoplasmo czy nagrań dla Emotional Response, które ukazały się w kwietniu.
Twoja muzyka wydaje mi się bardzo nostalgiczna - zarówno ze względu na brzmienie, ale też na specyfikę melodii, mam takie wrażenie przy słuchaniu LP 1. Dodatkowo takie odczucie powodują tytuły i nawiązania do natury, niczym miejskie wycieczki, obrazowanie geografii za pomocą dźwięków, muzyczne pamiątki. Jakie jest Twoje podejście w tej kwestii?
Lubię nostalgię, szczególnie w dłuższych wypowiedziach – albumach. Czasami jest to zwykła interpretacja otaczającej rzeczywistości. LP 2 skupia się na technologii w świecie natury, używałem barw kojarzonych z new agem, zestawiając je z nowoczesnymi brzmieniami oraz cytując motto jednego z technologicznych gigantów w nagraniu otwierającym album. Mam romantyczne podejście do artystycznej inspiracji, lubię wartościowe wspomnienia i doznania, które pomagają mi określić kierunek muzyki. Duża część nagrań na LP 1 powstawała po długich, wiosennych i letnich spacerach po parkach lub wzdłuż Wisły.
Właśnie ukazuje się kompilacja "Polo House - A Look Into The Bowels Of The Polish House Undergorund" z reprezentacją nazwisk, które świadczą, że ta estetyka ulega interesującemu odświeżeniu. Podobnie jest z polskim techno, które często z awangardowym zacięciem coraz bardziej eksperymentuje, ale wiele nowych projektów interesująco odświeża ten gatunek. Czy dostrzegasz coś co można byłoby nazwać nową falą polskiego techno i house (oczywiście nie twierdzę, że wcześniej w tzw. podziemiu tego nie było, ale ostatnio nastąpił tego duży wysyp) czy raczej ta scena wciąż konsekwentnie i interesująco się rozwijała?
Z racji dostępności sprzętu oraz popularyzacji podziemnych odmian tych gatunków (dzięki Internetowi) jest takich osób w ostatnich latach więcej, ale na stabilizację pewnie trzeba będzie jeszcze poczekać. Sama (mała) ilość polskich wytwórni, które taką muzykę wydaja oraz jakość (np. nagłośnienia) i malejąca ilość klubów (np. w Warszawie i szczególnie w Krakowie) świadczy o sytuacji.
LP 1 ma bardzo wyraziste klubowe brzmienie, ale słucha się jej dobrze zarówno w warunkach domowych jak i na imprezie. Czy zwracałeś na to uwagę przy produkcji tego materiału? Czy ważny był dla Ciebie kontekst, w którym muzyka z tej płyty zabrzmi?
Jasne, od samego początku chciałem nagrać płytę nawiazująca do estetyki klubowej, ale która bedzie mogła funkcjonować w warunkach domowych, nawet jako muzyka tła. Część nagrań miała taką funkcję, słuchałem podstawowych pętli chodząc po domu, zajmując się czymś zupełnie innym, muzyka we mnie wrastała.
W jednym z wywiadów wspomniałeś, że mógłbyś określić muzykę na LP 1 jako "easy listening". Mógłbyś to szerzej wyjaśnić? Wydaje mi się, że stereotypowo to określenie wskazuje że coś jest łatwe (a w domyśle, że może i proste), a Ty muzyką ciekawie zderzasz się z tym twierdzeniem, tworząc rzecz bardzo interesującą.
Estetyka płyty jest świadomym złagodzeniem i spłyceniem muzyki, którą została zainspirowana. Co właściwie może być definicją easy listening. Na LP 1 pojawia się house, ale do słuchania w domu, krótszy od kompozycji, które zazwyczaj trafiają na 12”, „Sport 1” to Arthur Russell obdarty z awangardy (inspiracje „Let’s Go Swimming”). Interludy są bardzo krótkie, mimo inspiracji kolejnym gatunkiem kojarzonym z długą formą - minimalizmem.
Opowiedz proszę jak wygląda proces kompozycyjny w The Phantom? Pytam o to zarówno z perspektywy dwóch długogrających albumów, na których - powiedziałbym - raczej umieściłeś krótsze i piosenkowe utwory, ale także przez pryzmat epek - "Sopot" wydanej dla Transatlantyk i "Schleißen 2", gdzie znalazły się dwa ponad dziesięciominutowe utwory, bardzo mocno ocierające się o krautrock.
Album rzeczywiście potrafi wymuszać skróty. Proces kompozycyjny jest zrożnicowany. Nagrywam bardzo dużo muzyki. Często staram się od samego początku oddać pewien klimat. Ze szkiców wybieram potem te, które uważam za najbardziej spójne i najlepsze, kończę je. Czasami powstają jednak nagrania obok wyznaczonych ścieżek. Bardzo często to właśnie one trafiają na single i EP.
Co jest pierwsze - bit czy melodia? Jaka jest Twoja metodologia tworzenia - na ile korzystasz instrumentów, nagrań terenowych, a na ile z sampli? Jakie różnice w tym względzie wyróżniłbyś w przypadku The Phantom i Ptaków. Pierwszy jest bardziej koncertowy, drugi bardziej studyjny?
Zazwyczaj skupiam się na melodii. Jako Phantom korzystam głównie z komputera z wtyczkami VSTI i jednego syntezatora, ale okazjonalnie to się zmienia. Na nowej płycie używam gitary (na której staram się nauczyć grać), automatu perkusyjnego i perkusjonaliów, nagrań terenowych. Sporo materiału udało mi się zarejestrować na sprzęcie Łukasza Seligi i Michała Lewickiego z okresu współdzielenia studia (obok Antka Wędzikowskiego i Wojtka Ziniewicza). Częśc dźwięków w „Oceanie” nagrałem w Belgii na Korgu Triton mojego wydawcy, układając pierwsze szkice na lotnisku, czekając na samolot. Muzyka Ptaków to niemal wyłącznie sample. Na albumie zostały dograne jedynie bas i pianino w „Nie Zabijaj”.
Ptaki tworzą w duecie - czy macie jakiś ustalony podział ról? Jak różnicuje się w tym przypadku Twoje podejście do komponowania w porównaniu z The Phantom? Na które aspekty zwracasz w jednym, a na które w drugim projekcie?
Chyba znów uwagę zwracam na melodię. Dobrze odnajduję się w budowaniu harmonii z kilkunastu sampli (np. w „Jelitkowie”, gdzie ostatecznie użyliśmy ok. 40 płyt do zbudowania jednego nagrania). Jaromir często odpowiedzialny jest za rytm. Nie ma jednak ustalonego podziału ról.
Przelot Ptaków jest po brzegi wypełniony samplami, których macie w swoich zasobach bardzo dużo. Uwagę zwracają przede wszystkim liczne wokalizy, przez co wasza muzyka brzmi jak retro kolaż zwrócony w kierunku czasów PRL, ale też nostalgiczne (znów!) wspomnienie i zwrot w przeszłość. Taki był z resztą punkt wyjścia zespołu Ptaki - oparcie się na nagraniach z przeszłości. Opowiedz proszę o tej koncepcji i tym jak ona zmieniała się na przestrzeni lat, a także w perspektywie epki/singli i pełnowymiarowego albumu.
Punktem wyjścia były dla nas albumy Quiet Village, DJa Shadowa, The Avalanches, ale chyba podskórnie również Noona. Początkowo powstało dużo różnych szkiców – hip hop, muzyka na samplach z disco, ambient. Jednymi z pierwszych nagrań z zamysłem albumowym były „Kalina”, „Ostatni Kurs” i „Skit 2”. Nieco później „Krystyna” na prośbę Zambona z The Very Polish Cut-Outs. Po roku pracy udało nam się wyłuskać brzmienie i atmosferę, która mogłaby stanowić album.
Jak - przez pryzmat waszej muzyki i wykorzystanych sampli - zapatrujecie się na tradycję popową? Pytam zarówno o to, jak podoba Ci się to co powstawało u nas w latach 70. i 80. (a może też na świecie) w kontraście do tego co mamy w popie teraz.
Większość popu lat 70-80 poznałem głównie ze względu na nośnik winylowy, który lubię i jego cenę. Najciekawsze nagrania popowe to te związane w jakiś sposób z kręgami jazzu i alternatywy. Pod tym względem nie zmieniło się w Polsce dużo.
Jak odnajdujesz siebie i muzykę Ptaków z perspektywy retromanii czyli obecnego od dobrych kilku lat oglądania się w przeszłość i wyciągania z niej interesujących aspektów w celu ich odświeżenia i ukazania w nowym świetle. Co najciekawszego jest dla Ciebie w archiwaliach? Melodie, produkcje, przebojowość, a może jeszcze coś innego?
Podchodzę do Ptaków jako do muzyki tworzonej z obiektu znalezionego, kolażu. Szanuję oryginalne nagrania, ale nie skupiam się tylko na przeszłości. Najciekawsze w archiwaliach jest dokładnie to samo co w muzyce teraźniejszej lub przyszłej. Kupuję podobne ilości starszej muzyki jak i nowej.
[Jakub Knera]