Pustynna, tuareska gitarowa muzyka to jedna z moich ulubionych estetyk z Afryki, dlatego tym bardziej podobał mi się koncert Tal National, dla których tuareski blues to jeden z kilku przeplatających się elementów składowych. W tym zróżnicowanym etnicznie zespole równie ważne jak gitarowe figury były polirytmie i labirynty sekcji rytmicznej, a linie wokalne z bluesa nie miały momentami nic, przywodziły raczej na myśl ekstatyczne call and response. Parę utworów był wręcz zaskakująco ciężkich, co dało fajny balans spójności i urozmaicenia. I tak jak np. w Group Doueh słychać, że kapitalnemu gitarzyście towarzyszy raczej przeciętny bębniarz, tak w Tal National wszyscy czterej muzycy byli równoprawnymi bohaterami wieczoru. Fakt, że koncert zakończyli kolejne przestając grać i rozmontowując perkusję, jak zawsze koncerty kończy Shellac, staje się w tym kontekście znamiennym przypadkiem. Doskonały koncert.
[zdjęcia: Piotr Lewandowski]