polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
Budzyński, Jacaszek, Trzaska  Rimbaud

Budzyński, Jacaszek, Trzaska
Rimbaud

Nie byłoby tego albumu gdyby nie Artur Rimbaud, legendarny francuski „poeta wyklęty”. To właśnie utwory literackie Rimbauda stały się pretekstem do uformowania swego rodzaju alternatywnej supergrupy, złożonej z trzech silnych osobowości, którym dotychczas nie było ze sobą muzycznie po drodze.

Słowem chyba najlepiej oddającym charakter wydawnictwa jest niemalże punkowa dzikość tego materiału. Już otwierająca album „Armata”, jest jak potężny cios między oczy, choć zaczyna się niewinnie od niepokojących dźwięków pianina, którym po dłuższej chwili wtóruje ryk saksofonu, ciężka elektronika i przeszywający wokal. Dalej atmosfera krążka gęstnieje jeszcze bardziej, pozostaje cały czas napięta, nawet gdy zwalnia. Wyraźnie piosenkowa estetyka Rimbaud teoretycznie najbardziej przywodzi na myśl twórczość Budzyńskiego, jednak Trzaska i Jacaszek odnajdują się w stylistyce albumu doskonale. Słuchając tego materiału czuć, że był wypracowywany zespołowo, w trosce o możliwość zaistnienia potencjału każdego muzyka. Jednocześnie wyraźnie słychać, że panowie dostosowują się do formy, dzięki czemu album ani na chwilę nie traci na spójności. Trzaska gra dosyć oszczędnie, bazuje głównie na brzmieniu drobnych charakterystycznych jazgotliwych motywów, często bardzo rytmicznych, chwytliwych – nie usłyszymy tu niekończących się improwizacji. Doświadczenie saksofonisty wyniesione z muzyki filmowej jest na tym albumie wyraźnie dostrzegalne. Z kolei Jacaszek, który w zeszłym roku wydał Catalogue Des Arbres, album o niezwykłej wręcz subtelności, tym razem brutalnie bawi się dźwiękiem, jego mocą, fakturą, intensywnością i zwykle stawia na brzmienie agresywne o trochę postapokaliptycznym klimacie. Najtrudniej było mi się przekonać do dość manierycznego wokalu. Po odsłuchu całości można jednak odnieść wrażenie, że Budzyński po prostu wciela się w Rimbauda, bądź też w mrocznych bohaterów jego literatury – w tym kontekście jest naprawdę przekonujący i kreatywny, choć w dalszym ciągu bardzo teatralny. Słucham tej płyty jak dekadenckiego spektaklu, ponieważ niesie ze sobą bardzo sugestywne obrazy. Właśnie sugestywność i radykalne, choć spójne brzmienie poczytywałbym za największe zalety tego wydawnictwa. Płyta w swoim finale ulega wybornej producenckiej dekonstrukcji w utworze „Ja to ktoś inny”, który pozostawia słuchacza w symptomatycznym dla całego krążka poczuciu niepokoju, niepewności, zagrożenia nagłym wybuchem.

Ciekaw jestem czy trio będzie kontynuować współpracę i wyjdzie poza kontekst twórczości samego Rimbauda, który ma przecież w kulturze wielu spadkobierców swojej poetyki. Ci z Polski nagrali w tym roku bardzo pomysłową, dziką płytę o dużej sile oddziaływania.

[Krzysztof Wójcik]