polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
Hańba! wywiad

Hańba!
wywiad

Wydana na początku roku debiutancka płyta Hańby! udowodniła, że świetny występ na Offie, zwłaszcza dla kultowej stacji KEXP, nie był dziełem przypadku, lecz konsekwencją ciężkiej pracy nad wypracowaniem autorskiego języka muzycznego, który odda złożoność i bogactwo dwudziestolecia międzywojennego za pomocą współczesnej estetyki folkowo-punkowej. Zapraszamy do przeczytania naszej rozmowy z Andrzejem Zamenhofem (Andrzej Zagajewski), Adamem Sobolewskim (Mateusz Nowicki) oraz Ignacym Wolandem (Jakub Lewicki), którzy opowiedzieli, dlaczego postanowili odkurzyć i zreinterpretować na nowo okres międzywojenny.

Mateusz Nowacki: Czy możecie powiedzieć jak narodziła się idea powstania Hańby!? Co Was skłoniło do sięgnięcia po estetykę dwudziestolecia międzywojennego i osadzenia jej w ramach konwencji folkowo-punkowej?

Andrzej Zamenhof: Czuliśmy potrzebę powrotu do prostej i energicznej muzyki na jakiej się wychowaliśmy, czyli do takich zespołów jak Dezerter, Siekiera, Armia. Niestety, muzyka punkowa ma to do siebie, że musi być umiejscowiona w odpowiednim czasie i kontekście. W latach 80-tych te idee były nośne, potem w latach 90-tych wszystko się gdzieś rozmyło. Chcieliśmy również śpiewać buntownicze teksty, postanowiliśmy więc zmienić im kontekst historyczny, przenieść się w czasie, nie patrząc na obecną sytuację polityczno-społeczną i dzisiejsze czasy, zupełnie się odkleić. Adam zaproponował, żeby to była Polska międzywojenna, bardzo barwny i „literacki” okres w naszej historii. Za tym poszło dostosowanie instrumentarium i całej oprawy wizualnej. W końcu kapele podwórkowe były w tamtych czasach bardzo popularne, nie wyobrażaliśmy sobie, że możemy zagrać to inaczej.

Muszę przyznać, że jestem pod ogromnym wrażeniem tego, w jaki sposób tworzycie własną narrację, bowiem ciężko określać Was wyłącznie w kategoriach zespołu muzycznego: muzyka w Waszym przypadku nie istnieje bez korespondencji z praktyką reinterpretowania i „odzyskiwania” na nowo świata lat trzydziestych. Czy zgodzicie się, zatem ze stwierdzeniem, że Hańbie! raczej bliżej do formy kulturowego performance’u wraz z jego społecznymi i politycznymi inklinacjami?

AZ: Czuję, że jesteśmy przede wszystkim zespołem punkowym...

Adam Sobolewski: Ja natomiast sam lubię nazywać nas „zespołem teatralnym”. Każdy koncert Hańby! jest swego rodzaju spektaklem, podczas którego wcielamy się w role fikcyjnych muzyków z międzywojnia, przebieramy się i gramy na instrumentach z epoki, a nasze audytorium jest także naszą widownią. Ale Andrzej ma rację, jednocześnie jesteśmy z krwi i kości XXI-wiecznym zespołem punkowym i nawet nie próbujemy myśleć o takich kwestiach jak „czwarta ściana” – gramy więc ile sił w rękach i płucach starczy. Co do inklinacji społecznych i politycznych – to spadło na nas z czasem i z coraz szerszym odbiorem, tak jak i nasze stopniowe zagłębianie się w tematykę historii Polski przedwojennej. Chyba bardziej myślimy o sobie jako o zespole niosącym pewien walor edukacyjny niźli polityczny.

Ignacy Woland: Podoba mi się stwierdzenie, że jest to „reintepretowanie międzywojnia”, bo właśnie na tym wszystko się osadza – czy można opowiedzieć o tamtych czasach innymi środkami, tylko pozornie do nich nieprzystającymi. W trakcie koncertów cieszymy się widząc, że publiczność „wchodzi” wraz z nami do tego wyimaginowanego świata i jak najbardziej serio traktuje emocje, które staramy się przekazać.

Mimo, że śpiewacie o czasach II Rzeczpospolitej, to nie sposób nie odnieść Waszej muzyki do współczesnych wydarzeń. „Ulicami idą chłopcy i śpiewają bycze pieśni/żeby Polskę wszyscy obcy opuścili jak najwcześniej” i dalej „Oni polscy bohaterzy/politycy, świetni mówcy/kwiat młodzieży w ONRze/piękni chłopcy, dziarscy chłopcy/dzielni chłopcy faszystowscy!”. Nie wiem czy „Narodowcy” nie są jedną z najbardziej trafnych diagnoz kondycji polskiego społeczeństwa, gdzie prezydent Duda patronuje imprezie Obozu Narodowo – Radykalnego upamiętniającego sprawcę ludobójstwa na społeczności białoruskiej. Czy pisząc piosenki o II RP macie jednak gdzieś z tyłu głowy krytykę współczesności?

AZ.: Nie, myślimy tylko o tamtych realiach, współczesność nas w tej sytuacji nie interesuje. A to że historia lubi się powtarzać, to nie nasza wina… Komentowanie obecnej rzeczywistości nie było i nie jest naszym celem ani zadaniem. 

IW: Warto zaznaczyć, że większość utworów, które pojawiły się na płycie, powstała już kilka lat temu, zanim doszło do rozkręcenia się skrajnych nastrojów społecznych. Jasne, że mniej lub bardziej śledzimy życie publiczne, przy czym zamiast się do niego odnieść, coraz mocniej utwierdzamy się w przekonaniu, że warto zamknąć się w Dwudziestoleciu – dzięki temu nasz przekaz jest bardziej uniwersalny.

W komentarzach na Wasz temat często padają porównania do takich zespołów jak R.U.T.A., Dezerter czy Lao Che. Mnie natomiast zastanawia, jakie zespoły inspirują Hańbę!?

AZ: Głównie wspomniany Dezerter, ale także muzyka folkowa, ostatnio  między innymi Tęgie Chłopy.

AS: Nie da się ukryć, że szukaliśmy inspiracji we współczesnych kapelach podwórkowych. Poza tym każdy przeszedł swoją drogę doświadczeń muzycznych – gdyby zebrać je razem pewnie spektrum okazałoby się za szerokie, by krótko je omawiać. Niemniej zawsze cieszą nas porównania do Lao Che i RUTY. 

Wydana przez Antenę Krzyku płyta eksploruje wspomnianą już konwencję folk-punku oraz estetykę II RP, lecz czy nie sądzicie, że na dłuższą metę ten sposób grania może się po prostu wyczerpać i popaść w banał? A może planujecie „przenieść się” w inny czas np. lat 50-tych i 60-tych?

AZ: Planujemy grać do września 1939 roku, a potem zobaczymy, ile potrwa wojna...

AS: Nie zapominajmy, że w „naszej” rzeczywistości roku 1936 nie możemy przewidzieć historii – do końca epoki pozostały nam jeszcze ponad 3 lata. Nie chcielibyśmy wyeksploatować naszego pomysłu ponad miarę, czego skutkiem byłoby zapewne zmęczenie materiału. Mamy pewne zamysły na przyszłość, lecz nie chcemy ich zdradzać. Powiemy jedynie, że Hańbą! znudzić się nie uda. 

Nagranie dla kultowej stacji KEXP w ramach OFF-a przyczyniło się do sukcesu i pociągnęło za sobą propozycje koncertów poza granicami naszego kraju. Lecicie do Stanów, gracie na Pohoda Festival. Jesteście zaskoczeni szybkością, z jaką zyskaliście zagranicznych słuchaczy? Przecież przekaz Hańby! jest dość zagmatwany dla ludzi, którzy Polskę znają jedynie przez pryzmat postaci Wałęsy czy Wojtyły. Staracie się im w jakiś sposób przybliżyć konteksty Waszej twórczości?

AS: To prawda, udowadniają to komentarze pod nagraniem KEXP na Youtube - są to w większej mierze prośby o przekład tekstów. Niemniej mamy już pewne doświadczenie w koncertach za granicą – w Niemczech i Czechach. Zabieraliśmy wtedy ze sobą ulotki z informacją po angielsku i niemiecku o tym, czym jest Hańba! i jaki przekaz niesie. Wciąż jednak, mam wrażenie, że nie zostaliśmy odebrani „należycie”. Mamy świadomość, że nigdy nie zyskamy takiego odbioru jak w Polsce – kontekst jest zbyt mocny. Dlatego też pewnym rozwiązaniem, które planujemy wdrażać na dużych scenach zagranicą, będą wizualizacje zawierające przetłumaczone słowa piosenek.

IW: A czy jesteśmy zaskoczeni… na pewno tak. Z drugiej strony jesteśmy chyba pewnym potwierdzeniem, że im bardziej „tutejsza” jest jakaś muzyka, tym ciekawsza staje się dla odbiorcy spoza danego kręgu kulturowego.

Czy poza Hańbą! udzielacie się jeszcze w jakiś innych projektach muzycznych?

AZ: Tak, prowadzimy własny label Karoryfer Lecolds, w którym publikujemy nagrania naszych zespołów. Jest folk, czyli między innymi Południca! oraz Bumtralala, są też zespoły elektroniczne, na przykład UnitraProdiż i Lennox Row czy mój solowy projekt Ludwik Zamenhof. Poza tym udzielam się jeszcze w innych krakowskich grupach około folkowych: Balkanscream i Kapeli Hanki Wójciak.

Na zakończenie chciałbym Was zapytać o najbliższe plany. Czy macie już pomysł na nowe nagrania? Gdzie będzie można Was niedługo zobaczyć na żywo?

AZ: Planujemy jeszcze w tym roku zarejestrować nowy materiał, który będzie mocno osadzony w latach 1936-1937.

AS: Będą to zarówno utwory, które nie zmieściły się na płytę (choć i tak jest ona długa), nowe kompozycje, jak i kawałki które odgrzebaliśmy i odkurzyliśmy nieco tak, by dało się je grać i słuchać.

IW: Najpierw jednak chcielibyśmy nieco pograć. Do końca kwietnia jeździmy po Polsce, maj i czerwiec spędzimy za Atlantykiem, latem wracamy z kolei na letnie festiwale, w tym wspomnianą Pohodę.

[Mateusz Nowacki]