polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious

OFF Festival 2016
Katowice | 05-07.08.16

O burzliwym roku 2016 będzie się moim zdaniem w przyszłości pisało w książkach historycznych. Oczywiście nie za sprawą festiwali, a na pewno nie Offa, którego tegoroczna edycja była najsłabszą w Katowicach. Najbardziej też pechową – o odwołanych koncertach słyszeli już wszyscy – choć z mojej perspektywy te odwołania nie zmieniły nic. Głównym wydarzeniem festiwalu był dla mnie fantastyczny koncert Sleaford Mods, jednego z niewielu zespołów w programie imprezy, który tę burzliwość czasów ma w swojej muzyce. Widziałem Sleaford Mods wiosną w UK, co było ciekawe, bo jednak ich teksty są mocno osadzone w brytyjskich kontekstach. Ale koncert w Polsce podobał mi się (jeszcze) bardziej. Zabrzmiał potężnie, a doskonale ułożona setlista nie pozwalała się nudzić, pokazała bardzo różne oblicza SM i ich konkretnej, oszczędnej muzycznej koncepcji. Koncert festiwalu. Świetnie wypadł drugi przedstawiciel środkowej Anglii czyli Napalm Death. Też zespół stawiający na konsekwencję, równocześnie w pełni świadomy tego, że gra dla publiczności w znacznej mierze przypadkowej. I taki Napalm Death w pigułce świetnie się na Offie sprawdził (przekrojowa setlista z legendarnym kowerem „Nazi Punks Fuck Off”, sporo bystrych monologów między utworami), a na dodatek zabrzmiał dobrze, zwłaszcza jak na z reguły trudny dźwiękowo namiot Trójki. Trzecim wydarzeniem festiwalu był dla mnie koncert japońskiego kwartetu Goat. Skazani już chyba na granie w tle szwedzkiej grupy o tej samej nazwie, Japończycy zaprezentowali muzykę będącą w sumie antytezą jarmarcznej pop-psychodelki szwedzkiego Goat – formę skondensowaną, brzmieniowo dopracowaną, wykonawczo precyzyjną, niemal beznamiętną. Zredukowana, oparta o rytm ale pozbawiona elektroniki muzyka kwartetu przywodziła na myśl This Heat i Nisennenmondai. W sumie tak mogłaby brzmieć wypadkowa tych dwóch zespołów. Świetny koncert. I jedyny, który przypomniał, czym kiedyś stała scena eksperymentalna.

W przypadku paru zespołów, które widziałem po raz któryś i lubię, miałem wrażenie, że należało ich koncerty zobaczyć kilka lat wcześniej. Najmniej wyraźne to wrażenie miałem przy Lightning Bolt, którzy zagrali bardzo konkretny, zwarty i mocny koncert, ale ich występ nie poruszył mnie tak, jak koncerty pod koniec ubiegłej dekady (choć bardziej niż ubiegłoroczny na minifeście ATP). Oczywiście może to wynikać z mojego oswojenia się z materią, ale mimo wszystko mam wrażenie, że kiedyś ich koncerty trzymały w równym napięciu od początku do końca, a nowy materiał ma parę momentów genialnych, ale też parę dłużyzn. Niemniej jednak, to był jeden z dwóch najjaśniejszych punktów festiwalowej niedzieli. Niestety nie należał do nich koncert Mudhoney. To nie jest zespół na główną scenę w 2016 roku, zwłaszcza jeśli przyjeżdża de facto z tą samą setlistą, z którą grał trzy lata temu w Stodole. Tamten koncert był fantastyczny, ten był nijaki. Ot, niezobowiązujący niedzielny występ na głównej scenie. Podobnie Devendra Banhart, ale przyznaję, że mnie nie przekonuje jego bardziej koktajlowy styl. Wolę nieco bardziej freak. Ale to był bardzo porządnie zagrany koncert, z paroma fajnymi psychodelicznymi meandrami. Tęsknotę za wrażeniami sprzed kilku lat wywołał też Pantha du Prince. Sam fakt, że postanowił poszerzyć formułę o tzw. żywe instrumenty, nie dziwi. Po projekcie Bell Laboratory można się było takiego kierunku spodziewać. I ok. Problem w tym, że brzmieniowo i kompozycyjnie to muzyka o szczebel poniżej dawnego, precyzyjnie skonstruowanego, mroźnego techno. Cieplejsze, house’owe brzmienia, wtórne konstrukcje melodyczne, dość irytujące wokale (skąd u Webera pomysł, by samemu śpiewać) złożyły się na koncert, którego najjaśniejszymi punktami były trzy wariacje na temat utworów z Black Noise. Skoro już jesteśmy na scenie T-Mobile Electronic Beats, to kolejny po PdP koncert na niej – Kiasmos – był chyba najgorszym, jaki widziałem na tegorocznym Offie. Landrynkowo-sentymentalne sample instrumentów klasycznych w sosie przejrzystej elektroniki przechodzącej od melancholijnego bujania do taniej dyskoteki, serwowane z nadęciem odwrotnie proporcjonalnym do wysiłku (nie liczę tego na przygotowanie logotypów na maci). Ich akurat nie widziałem wcześniej i zdziwię się, jeśli zobaczę ponownie.

Sens posiadania w muzyce elektroniczno-tanecznej perkusji, a nawet dwóch, pokazał Islam Chipsy. Zabawne, że trio z Kairu grało zaraz po desancie na scenę literacką wojowniczo nastawionych panów z IPN. Pozwoliło pozbyć się niesmaku. To była petarda – muzyka szybka i przyspieszająca, głośna i narastająca, wykorzystująca techniczną wirtuozerię do wzniecenia euforii, przypominającą tą, jaką ostatnio na zachodnich festiwalach wzbudzał Omar Souleyman. Przy czym, Islam Chipsy rżnęli wszystko na instrumentach, na dodatek z bezczelną wręcz lekkością i swobodą wywijania obłędnych temp. Mam nadzieję, że desant z IPNu nie był w stanie ewakuować się od razu i musiał tego choćby z daleka wysłuchać. Ciekawy instrumentalnie i brzmieniowo, ale trochę rozczarowujący kompozycyjnie był koncert koreańskiego Jambinai. Zestawienie rockowego instrumentarium z tradycyjną cytrą i lutnią było bardzo ciekawe, zwłaszcza w pierwszej, bardziej metalowej części koncertu. Klarownie post-rockowa końcówka mnie jednak nieco znużyła, w godspeedowych dramaturgiach i sigurrosowych crescendach wyjątkowość wykorzystania tradycyjnych instrumentów jednak się zgubiła. Generalnie nie-zachodnia część line-upu wyróżniała się na plus, choć osobiście żałuję, że z Afryki były tylko tańce i pląsy. Co prawda muzyka z różnych rejonów Afryki to są głównie tańce i pląsy, ale te, które zaprezentowali Ata Kak (Ghana) i Orlando Julius (Nigeria) & the Heliocentrics (UK), to tańce i pląsy po prostu, bez niejednoznaczności, którą w poprzednich latach prezentowali Konono, Jeri Jeri czy Hailu Mergia. Ata Kak, jak na ghańskiego Dr. Albana przystało, rzeczywiście rozkręcił porządne disco z odpowiednią dozą kiczu. Praktycznie cały koncert wypełniły utwory z Obaa Sima, co unaoczniło, że to są same hity, które się zapamiętuje po dwóch przesłuchaniach. Z drugiej jednak strony, drugi raz chyba nie chciałoby mi się iść na ten koncert. Orlando Julius to muzyk z innego pokolenia – jeśli grający pop, to pełen klasy, nawet dumy wyzwoleńczych lat 60tych i 70tych. I słuchało mi się go dobrze, ale mam pewien problem z Heliocentrics (podobnie gdy grali z Mulatu Astatke kilka lat temu) – to taki bardzo porządny, wręcz rzemieślniczy band, przez co po paru numerach wszystko co grają robi się przewidywalne niezależnie od lidera.

W polskim line-upie, podobnie jak i ogólnym, słabszym od tych z lat poprzednich, wyróżnił się Piotr Kurek jako Heroiny (drugi, a właściwie pierwszy dobry koncert niedzieli). Świetne, ciepłe i wyraziste brzmienie, kompozycje momentalnie rozpoznawalne ale iskrzące mocniej niż na płycie. Fajnie, z rozmachem zagrało też trio JAAA!, choć zabrakło mi odrobinę silniejszego oderwania się od struktur. Podobała mi się Mgła, z cierpliwą, wciągającą dramaturgią, choć nagłośnienie namiotu Trójki jej moim zdaniem nie udźwignęło i gitary uczyniło zbyt mglistymi, zwłaszcza w momentach o najszybszych tempach. Niestety nie udało mi się dotrzeć na Lotto ani dotrwać do Synów, ale umówmy się – to są wszystko zespoły, które na przestrzeni ostatniego roku lub dwóch można było zobaczyć przy wielu okazjach.

 

O ile w 2015 roku Off dostarczył więcej wrażeń niż się zapowiadało, to w tym roku niestety pozytywnego zaskoczenia nie było. Parę momentów to za mało by dorównać poprzednim edycjom i różnym innym festiwalom, o których w PopUp pisujemy. Nawet ta relacja jest o połowę krótsza niż najkrótsza z poprzednich dziesięciu.* Można się domyślić, że budżet tegorocznej edycji był mniejszy niż poprzednich, ale moim zdaniem główną słabością była przypadkowość i chaotyczność programu (nie, to nie jest eklektyczność). Wygląda na to, że po tłustych pierwszych latach po przeniesieniu do Katowic Off się kurczy, shoegaze’owe reaktywacje już wszystkie zaszczyciły festiwal, o czym, po co i dla kogo ten festiwal będzie w przyszłym roku – zobaczymy.

 

* Problemy zdrowotne wydają się głównym motywem tegorocznego Offa. Nasz drugi akredytowany reprezentant dotarł do Katowic w piątek rano, odstał półtorej godziny w kolejce na kemping, drugie tyle po opaskę, po czym zaniemógł i po zobaczeniu kilku piątkowych koncertów, w sobotę musiał wrócić do domu. W efekcie relacja jest trochę krótsza niż planowaliśmy, ale stoi za tym siła wyższa / czynniki poza kontrolą redakcji.

[zdjęcia: Piotr Lewandowski]

Sleaford Mods [fot. Piotr Lewandowski]
Sleaford Mods [fot. Piotr Lewandowski]
Sleaford Mods [fot. Piotr Lewandowski]
Napalm Death [fot. Piotr Lewandowski]
Napalm Death [fot. Piotr Lewandowski]
Napalm Death [fot. Piotr Lewandowski]
Napalm Death [fot. Piotr Lewandowski]
Goat [fot. Piotr Lewandowski]
Goat [fot. Piotr Lewandowski]
Goat [fot. Piotr Lewandowski]
Goat [fot. Piotr Lewandowski]
Goat [fot. Piotr Lewandowski]
Lightning Bolt [fot. Piotr Lewandowski]
Lightning Bolt [fot. Piotr Lewandowski]
Lightning Bolt [fot. Piotr Lewandowski]
Mudhoney [fot. Piotr Lewandowski]
Mudhoney [fot. Piotr Lewandowski]
Mudhoney [fot. Piotr Lewandowski]
Mudhoney [fot. Piotr Lewandowski]
Devendra Banhart [fot. Piotr Lewandowski]
Rodrigo Amarante (Devendra Banhart) [fot. Piotr Lewandowski]
Devendra Banhart [fot. Piotr Lewandowski]
Pantha du Prince [fot. Piotr Lewandowski]
Pantha du Prince [fot. Piotr Lewandowski]
Pantha du Prince [fot. Piotr Lewandowski]
Kiasmos [fot. Piotr Lewandowski]
Kiasmos [fot. Piotr Lewandowski]
Islam Chipsy [fot. Piotr Lewandowski]
Islam Chipsy [fot. Piotr Lewandowski]
Islam Chipsy [fot. Piotr Lewandowski]
Islam Chipsy [fot. Piotr Lewandowski]
Jambinai [fot. Piotr Lewandowski]
Jambinai [fot. Piotr Lewandowski]
Jambinai [fot. Piotr Lewandowski]
Jambinai [fot. Piotr Lewandowski]
Ata Kak [fot. Piotr Lewandowski]
Ata Kak [fot. Piotr Lewandowski]
Ata Kak [fot. Piotr Lewandowski]
Orlando Julius & the Heliocentrics [fot. Piotr Lewandowski]
Orlando Julius & the Heliocentrics [fot. Piotr Lewandowski]
Orlando Julius & the Heliocentrics [fot. Piotr Lewandowski]
Heroiny [fot. Piotr Lewandowski]
Heroiny [fot. Piotr Lewandowski]
JAAA! [fot. Piotr Lewandowski]
JAAA! [fot. Piotr Lewandowski]
Mgła [fot. Piotr Lewandowski]
Mgła [fot. Piotr Lewandowski]
Mgła [fot. Piotr Lewandowski]