polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
Helena Hauff discreet desires

Helena Hauff
discreet desires

Rok 2015 był bez wątpienia najbardziej pracowitym i twórczym w dotychczasowej działalności Heleny Hauff. W pierwszej jego połowie światło dzienne ujrzały długo wyczekiwany, znakomity debiutancki album A Tape oraz kolejna interesująca epka Lex Tertia. Niemka następnie odwiedziła ze swoimi miażdżącymi setami kilkanaście klubów oraz festiwali, a we wrześniu zdążyła wydać jeszcze drugą płytę, zatytułowaną Discreet Desires.

Uznana w wielu kręgach didżejka i producentka zamyka swoją bieżącą dyskografię pozycją nadspodziewanie luźną, energetyczną, mniej duszną, za to bardzo imprezową. Dziesięć propozycji składających się na nieco ponad czterdzieści jeden minut muzyki z punktu przenosi do beztroskiego świata ery komputerów Atari, zawierając sporą dawkę drumowo klawiszowych retro motywów charakteryzujących oldschoolowy, berliński underground. Zbite, prostolinijne, momentami wręcz dyskotekowe utwory zastępują psychodelię i acidową ciężkość zawartą na A Tape. Nie ma w nich również miejsca na mocne uderzenie i surowość zaprezentowaną na wcześniejszych epkach Niemki. Niepowtarzalną, niesłychanie wysublimowaną atmosferę od samego początku z dużym powodzeniem budują: ponury i dość flegmatyczny „Tripartite Pact”, westbamowy „Spur”, oraz rozdrapujący „Sworn to Secrecy Part I”. Ku zaskoczeniu, łagodne, intymne otwarcie wydawnictwa zmienia w totalną, bezkompromisową miazgę dopiero bardzo intensywny, wielowarstwowy, ponad siedmiominutowy „L'Homme Mort”. Paraliżujące zmysły, niebywale hipnotyzujące drumowo-organowe pętle z sekundy na sekundę pogłębiają się wywołując wszechogarniające poczucie nihilistycznego błogostanu, z którego w najsłodszy z możliwych sposobów wybudza najlepszy w zestawie twistowy, fantastycznie natężony, posępny „Funereal Morality”. 10/ 10, mistrzostwo, wirtuozeria. Po prostu cudo!

Niestety. Po świetnie skrojonej, pierwszej jakże nieprzewidywalnej części albumu, Hauff w przeciwieństwie do tego, co zaserwowała w swoim długogrającym debiucie nie podkręca śruby mocniej, a decyduje się pójść dalej w zupełnie innym, nieco zbyt sielankowym kierunku. Szósty „Piece of Pleasure” oraz siódmy „Tryst” to najlżejsze gatunkowo pozycje w jej dyskografii. Nie można im odmówić ekscytacji i werwy, ale błędem było ich usadowienie obok siebie. Nad wyraz łatwa ich przyswajalność oraz momentami nawet irytująca wesołość zaskakują i traci na tym cała płyta, a szczególnie jej intensywność (zwłaszcza „Piece of Pleasure” jest przesadnie cukierkowaty i przewidywalny). W oparciu o zasadę kontrastu Niemka powraca do ciemniejszych nastrojów w słyszanym już na tym wydawnictwie „Sworn to Secrecy”, a dokładniej w jego drugiej odsłonie. Jednak ani on, ani mroczny „Silver Sand Boxes of Mould”, ani schizofreniczny „Dreams in Colour” nie zostały dostatecznie rozwinięte (łącznie trwają niecałe 9 minut), przez co całość kończy się pewnym niedopowiedzeniem, wręcz niedosytem.

Pomimo odczuwalnego deficytu mocy i uderzenia, w dłuższej perspektywie, głównie za sprawą wyszukanej subtelności i delikatności Discreet Desires broni się i chce się do tej płyty wracać. Helena Hauff odrzucając schematy i oczekiwania przedstawiła zupełnie nową, niezwykle przyjemną w odbiorze historię. Historię, jak domniemam celowo urwaną i niekompletną, która pewnie znajdzie kiedyś swój dalszy ciąg.

 

[Dariusz Rybus]