polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
Malerai / Bargh / Goodarzi Zin Do Hezaran...

Malerai / Bargh / Goodarzi
Zin Do Hezaran...

Bacznie od początku przez nas śledzonej przygody Michała Górczyńskiego i jego tria Malerai (z Dagną Sadkowską i Robertem Jędrzejewskim) z muzyką do języków ciąg dalszy i znów w pełni udany. Od razu dodajmy, że ciąg dalszy nastąpi, bo raz, że wymyślony przez klarnecistę cykl sam w sobie jest niemal studnią bez dna, dwa że wizja i kreatywność w budowaniu pomostu między słowem a muzyką są w jego ręku równie pojemne i nieograniczone. Czego Zin do hezaran…, płyta zaśpiewana w języku perskim, jest kolejnym (już trzecim) dobitnym dowodem. Koncepcja realizowana jest od początku w podobny formalnie sposób - podstawowy skład uzupełniany jest przez czwarty instrument i wokal, tym razem w osobach Farzada Goodarziego (tombak, daf) i Awy Bargh, śpiewającej do poezji Dżalaluddina Rumiego - ale ze zdeterminowanej przez klimat i wlaściwości jezyka muzyki znów wyłania sie rzecz osobna, z charakterystycznym dla siebie rysem.

Efektem - jak i wcześniej - płyta precyzyjnie, niemal od początku do końca napisana i chociaż kompozytorski zmysł Górczyńskiego stale idzie w parze z kontrastującymi z nim bardziej lub mniej szalonymi zwrotami w składających się na album historiach, mozaikowej kolorystyki znanej z albumum poprzednich nie jest dużo. Ponad godzinna przygoda z płytą wymaga z jednej strony znów dużego skupienia, z drugiej doprawiona jest niecodziennym, obezwładniającym magnetyzmem, szczególnie w warstwie wokalnej. Głos Awy Bargh jest głęboki, niski, mało w nim ciepła, więcej mroku i lekko ponurej aury, czasem swoistego teatralnego lamentu, widocznego również (może nawet bardziej) w dwóch mrocznych kompozycjach z klarnetem i recytacją Goodarziego w rolach głównych. Nie wiedząc, że to przede wszystkim wiersze miłosne, trudno byłoby zgadnąć. Muzycznie to płyta w sumie bardziej spokojna i wyciszona od poprzedniczek, sporo w niej dramatyzmu i posępności, ale gdzieniegdzie wpadających w niemal taneczny wir, ze świetną melodyką i rytmicznymi pasażami. Nie jest tak barwna, zwiewna i figlarna, w mniejszym stopniu eksperymentuje z dźwiękiem, ale to wyjątkowe u Górczyńskiego przenikanie lekkości i powagi oraz przełamywanie piosenkowych schematów wyczuwalne jest i tutaj. Zauważalnie w wielu fragmentach to płaszczyzna wokalna zdaje się dominować, do pewnego stopnia pełniąc rolę nadrzędną wobec samej muzyki, choć i tak pozwalając wyeksponować wszystkie walory uzupełnionego pulsem orientalnych perkusjonaliów tria. Z wielką swobodą i bardzo sugestywnie przychodzi Malerai mierzyć się z językami świata, za każdym razem tworząc do nich osobny, zaskakujący pejzaż. Zasługa to samego języka i jego właściwości, ale też w wielkim stopniu kapitalnej wyobraźni i kreatywności muzyków. Pozostaje trzymać kciuki za równie udane kolejne rozdziały.

[Marcin Marchwiński]