polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
Katapulto Powerflex

Katapulto
Powerflex

Gdybym miał szukać odpowiedników, do których porównać działalność Wojtka Rusina, który tworzy jako Katapulto, najłatwiej linie podobieństw wskazać mi w twórczości Wojtka Kucharczyka i Felixa Kubina. Rusin, którego albumy w polskich mediach muzycznych całkowicie zostały niezauważone, jest muzykiem o bardzo otwartej głowie i swoje pomysły realizuje na wielu płaszczyznach – poza albumami nagrywa też muzykę do spektakli teatralnych  i filmów (https://katapulto.bandcamp.com/album/music-for-theatre). Wydaje zazwyczaj poza Polską, chociaż bardziej uważni mogą pamiętać jego błyskotliwy album Animalia wydany przez Sangoplasmo Records w 2011 roku, na którym zaprezentował pięć nagrań w pięciu różnych językach o pięciu różnych zwierzętach.

Katapulto to tęsknota za brzmieniem retro i spoglądanie w przyszłość. To kumulacja pomysłów na łączenie zdobyczy elektroniki i najróżniejszych brzmień, a jednocześnie opakowywanie ich w atrakcyjne i przebojowe formy spod znaku syntezatorowej elektroniki doby lat osiemdziesiątych. Rusin świetnie łączy dynamikę instrumentów z elementami popu, funkiem czy melodiami, które filtrują jego piosenkowe inspiracje nawiązujące do Depeche Mode, Senor Coconuta czy Borisa Blanka.

Jest przy tym niezwykle pomysłowy i spójny – Powerflex jest po brzegi wypełniony syntezatorowymi brzmieniami i wszelkiej maści bitami. Atakuje, a jednocześnie brzmi przyjemnie dla ucha. Można w nim poszukiwać rozmaitych niuansów, a w tym samym czasie doskonale się bawić, bo – co tu ukrywać – to dyskotekowa płyta. A tego typu muzyki w Polsce mamy jak na lekarstwo. Powerflex jest rozedrgany i ekstatyczny, a jednocześnie romantyczny jak w zamykającym płytę „Mars Mission“. Potrafi być zabawny i poważny jednocześnie. Znajomy i egzotyczny, bo przemyca tu elementy elektroniki znane od lat w całej Europie, ale nadaje im współczesnego i bardzo aktualnego sznytu. 

[Jakub Knera]