polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
Anna Zaradny Go Go Theurgy / RE EM

Anna Zaradny
Go Go Theurgy / RE EM

Rytuał cechuje powtarzalność. Rdzenność i organiczność, ale przede wszystkim pewna fizyczność odczuwalna poprzez trans i hipnozę. Go Go Theurgy, pierwsza od ośmiu lat długogrająca płyta Anny Zaradny jest niczym niekończąca się dźwiękowa rzeźba, która w formie zapętleń mieli kolejne elementy kompozycji, podskórnie pulsując. Subtelna melodyjka otwierająca płytę, będzie trwać aż do jej końca, chociaż pokryją ją warstwy syntezatorowych pasm i stopniowo będzie ulegać zniekształceniom. Gęsty basowy pierwszy plan jest tu kontrapunktowany przez zbiór dźwięków w tle, przytłumionych ale mieniących się tekstur. Gdzieś po czwartej minucie czuję tu przebłysk w kierunku tego jak Philip Jeck albo William Basiński wykorzystują winyle, które stopniowo zmieniają brzmienie po wielokrotnym użyciu, niszczeją i dźwięk się zmienia. Repetycja powraca jednak w różnych formach – w drugiej częściu utworu jako minimalistyczne uderzenia. Wybrzmiewają na tle ciszy, a potem znów pokrywa je gęsta syntezatorowa chmura

Eskalacja dźwięku nastepuje także na drugiej stronie płyty. Repetycja jest wypełniona gęstą magmą i minimalistycznym zapętleniem. Ale znów następuje jej przełamanie i muzyka zyskuje organiczny, fizyczny posmak poprzez jej gęstość i fakturalne eksperymenty. Rytuał powraca w formie niemal sakralnej, jako obrzęd, jednolity monolit, zmieniający barwy i jakby nieco jaśniejszy w finale. 

Na repetycjach bazuje też krótki materiał RE EM, który jest ukłonem Zaradny w kierunku remiksu. „Stop the Chaos” wykorzystuje przetworzone wokalizy grindcore’owego zespołu Antigama, które po modyfikacjach spotykają się z mikrotonalnymi dźwiękami syntezatorów i dronowej ściany na drugim planie. Wyłania się tu podskórne wibrowanie. „New feat. Old” to miraż hiphopowego sampla z fragmentami wokaliz – ich syntezy wielowarstwowo budują tło, ale też wyłania się w niej zapętlenie. Plądrofoniczna metodologia przyjmuje tu formę nawarstwiających się dźwięków, które bazują na krótkich fragmentach i mikrostrukturach.

Go Go Theurgy to formowanie repetywnych pętli, atak dźwięku i zabawa z formą gdzieś pomiędzy kompozycją a dźwiękową instalację. Kolejne utwory zmieniają się w swoim obrębie strukturalnie, ale ich trzonem jest zapętlony trans. RE EM przynajmniej częściowo wydaje się bardziej subtelne, nawet kiedy wokalny ryk ulega transformacji i zniekształceniom. Trzeba tego słuchać na dobrym sprzęcie, bo tylko wtedy doceni się wartość obu wydawnictw. Remiks Fennesza traktuję jako dodatek, chwilę oddechu, bo domyka całość w charakterystycznej dla siebie, ckliwej estetyce. A przecież wszystko, co najważniejsze i najbardziej wyraziste zostało powiedziane wcześniej.

[Jakub Knera]