Kasper Tom i Rudi Mahall przyjechali do sopockiego Teatru Boto w ramach trasy promującej płytę, która ukaże się w czerwcu. Podczas pierwszej części zagrali skondensowane formy - improwizacje często zamykały się w kilku minutach, a muzycy nie silili się na długotrwałe popisy. Mahall grał ostro i wyraziście, zawodząc po kameralnej sali, co czasem przyprawiało o ból uszu, kiedy piskliwy dźwięk jego klarnetu odbijał się od ceglanych ścian (wygłuszenie pomieszczenia na pewno pomogłoby w odbiorze). Tom z kolei grał bardzo żywiołowo i energicznie, punktując muzyczne zawijasy Niemca. W drugiej części panowie jakby dla kontrastu wydłużyli kolejne utwory, a może po prostu grało im się lepiej. Mahall częściej oddawał się sonorystycznym wędrówkom w długich i zawiłych formach, a Tom momentami zbliżał się to rytmicznych i transowych zagrań, zgrabnie uzupełniając grę kolegi. W momencie kiedy muzyka improwizowana zatacza coraz szersze kręgi, nietrudno o przegadane koncerty albo wręcz te zbyt oszczędne w budowaniu ciekawej narracji, czy zaskakujące formą. W tym przypadku oba sety odbyły się bez fajerwerków i uniesień, ale muzycy zagrali zwięźle i jednocześnie na luzie.
[zdjęcia: Jakub Knera]