Cztery i pół po roku po pierwszym (dotychczas jedynym) koncercie Man Forever w Polsce, John Colpitts przyjechał do Poznania z nowym, wyraźnie innym wcieleniem tego projektu. Na tamtym koncercie (który zresztą był pierwszym organizowanym przez PopUp) sednem była minimalistyczna forma i zaangażowanie do wykonania lokalnych muzyków. Teraz Man Forever to oprócz Johna basista i trójka perkusjonalistów z grupy Tigue, którzy zresztą otwierali wieczór. Muzyka za to jest skonstruowana bardziej dramaturgicznie, choć oczywiście jej sednem pozostają perkusyjne figury oraz dźwiękowe sensacje powstające w tym natężeniu perkusyjnych uderzeń. Na nowej płycie, która miała oficjalną premierę w dniu koncertu, Man Forever jest wręcz piosenkowy - choć na koncercie wokali było mniej niż na płycie, to rockowy (w dobrym słowa znaczeniu) pierwiastek był wyczuwalny. Po czterech numerach z nowej płyty, na koniec zespół zagrał huraganowy, prawie dwudziestominutowy utwór "Clear Realization" z poprzedniego albumu. Man Forever jest świetny w tym, jak nieco akademicki format zespołu perkusyjnego wplata avant-rockową eksplozywność, najlepiej to czuć na żywo, dosłownie w formie podmuchu z centrali. Mam nadzieję, że następny koncert w Polsce odbędzie się prędzej niż za cztery lata.
Tigue zagrali krótki set na początek wieczoru. Jedną, dwudziestominutową kompozycję, czerpiącą z minimalizmu, eksponującą polirytmie, sprytnie budującą strukturę przesuwaniem poszczególnych motywów między muzykami.
[zdjęcia: Piotr Lewandowski]