W afrykańskiej muzyce potrzebuję surowości, ugładzone granie w duchu world music mnie odrzuca. Z mrowia zespołów opierających się o tuareski blues, Tamikrest przemawia do mnie najsłabiej, właśnie przez miałkie ugładzenie brzmienia i bezpieczną przewidywalność form. Tuareskie wątki są dla mnie zbyt ugrzecznione, a elementy eklektyczne - tu reggae'owy puls, tam rockowa solówka - zbyt przejrzyste, wręcz rzemieślnicze. To moje drugie koncertowe podejście do Tamikrest, po pięciu latach przerwy, i drugie rozczarowanie. W tym kręgu istnieje moim zdaniem wiele ciekawszych zespołów.
[zdjęcia: Piotr Lewandowski]