Nie wypada mi trochę recenzować koncertu, który organizowałem, więc będzie to raczej faktograficzna relacja. Ubiegłoroczny album Amirtha Kidambi Elder Ones był moim zdaniem jednym z najciekawszych debiutów sezonu, a koncert, który widziałem niemal równo rok temu w Stanach potwierdził, że jest coś wyjątkowego w połączeniu jazzowego idiomu i tradycji karnatyckiej, w przeplataniu narracji i abstrakcji, we wpleceniu głosu w pół-improwizowany format. Warszawski koncert był ostatnim na pierwszej europejskiej trasie grupy (trzy z czterech występów odbyły się w Polsce). Pierwsze trzy utwory były nowe, tzn. powstały na przestrzeni ostatniego roku. Były bardziej polityczne i punkowe niż materiał z płyty, z tekstami po angielsku. Później pojawiły się utwory z albumu, bardziej uduchowione, choć wieloznaczne. Moim zdaniem to naprawdę oryginalny zespół. Podziękowania dla wszystkich, którzy pomogli przy organizacji i dla tych, którzy przyszli posłuchać.
[zdjęcia: Piotr Lewandowski]