Adi Gelbart tworzy muzyczną sałatkę. Wrzuca do niej swoje pomysły i potem przerabia je na spójną formę. Preemptive musical offerings to satisfy our future masters, najnowszy album już w tytule puszcza oko do słuchacza. Le jest w tym drugie dno - czy zcyfryzowana za kilka dekad rzeczywistość będzie zadowolona z błyskotliwej mieszanki Niemca? Nie mam wątpliwości. Kolejne utwory brzmią tak, jakby skomponowała je zwarta, dobrze grająca orkiestra. Gelbart skrupulatnie buduje swoją muzyczną opowieść, orkiestralnie rozpisując tematy, zachowując narrację, ale też napięcie, którym potrafi zwięźle operować. Nie byłby jednak sobą, gdyby w te porywające melodyjki nie wplótł elektronicznych zabrudzeń, zniekształceń, czegoś co owych mistrzów z przyszłości mogłoby nie do końca zadowolić czy przynajmniej zadziwić. Albo wręcz odwrotnie: zadowoliłoby to, z jaką precyzją Niemiec rozwija swój muzyczny język. Nie słodzi i nie banalizuje swoich piosenek, ale cały czas je urozmaica. Wykorzystuje klasyczne instrumentarium, które na początku utworów często wprowadza powagę, ale za chwilę elektroniczne wygibasy, zmieniają ich wydźwięk. Kulminacja następuje wtedy, kiedy całość miksuje w jedno, jak w “Leaves for Gamera”, gdzie klarnet łączy się z plumkającą elektroniką w tle, która początkowo trochę go ośmiesza, ale finalnie instrumenty połączone razem dochodzą do porozumienia, współbrzmienia, funkcjonują dalej w symbiozie. I o ile na poprzednich płytach, muzykę Gelbarta można było traktować jako zgrywę, teraz nie ma już o tym najmniejszej mowy. To komponowanie ze staranną dokładnością, przykładanie uwagi do każdego detalu, sumienne ułożenie całej gamy instrumentów i sampli, aby w efekcie otrzymać rozbudowany, przepełniony pomysłami album.
[Jakub Knera]