polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
Cough  Still They Pray

Cough
Still They Pray

Po ponad pięciu latach z nową płytą powrócił Cough – jedna z większych i już nieco zapomnianych niespodzianek końca pierwszej dekady obecnego wieku. Po obiecującym debiucie z 2008 roku, zespół zaliczył potknięcie przy drugim Ritual Abuse i wszystko wskazywało na to, że split z Windhand pt. Reflection Of The Negative zakończy działalność dobrze zapowiadającej się grupy z Richmond.

Dość niespodziewanie, najnowszy Still They Pray okazuje się nie tylko najlepszym wydawnictwem w historii Cough, ale i jednym z najciekawszych psychodelicznych dzieł ostatnich miesięcy, a nawet i lat. Zanurzony w halucynogennej otchłani riffów album, pod produkcyjnym dowództwem samego Jusa Oborna, serwuje prawie 70 minutowe, składające się z ośmiu utworów, katharsis. Pierwsze trzy pozycje swoją ociężałością, mocą oraz klimatem przypominają najlepsze dokonania macierzystej grupy producenta płyty, dodając przy tym jednak coś ekstra. Mianowicie większy poziom kompozycyjnej zawiłości, dojrzałości oraz skomplikowania. Zwłaszcza otwierający, potężnie brzmiący „Haunter Of The Dark” efektownie wzbogaciłby katalog Electric Wizard. Wolny, nafaszerowany surowymi wokalami oraz duszącym basem utwór posiada niezwykle rzadko spotykany w depresyjnej tematyce błysk przebojowości oraz skoncentrowanej, choć jak przystało na sludżowy gatunek, bardzo pesymistycznej dynamiki. Kolejny, krwiożerczy, rewelacyjnie wyregulowany przez mistrzowskie na tym krążku bębny „Possession” w swojej klarowności wprost miażdży. Spore wrażenie robi zaprezentowana od czwartej minuty, prawie 90 sekundowa zapaść oraz pełen zrywów i plątanin finał. Następny „Dead Among The Roses” to dla odmiany bajecznie wibrujące i rozszywające całe ciało, basowo-gitarowe slow motion. Zaraz po nim, muzycy słusznie zmniejszają morderczą intensywność wydawnictwa, serwując łatwo przyswajalny „Masters Of Torture” oraz balladowe „Let It Bleed” (świetne wokale). Chwila wytchnienia pozwala ponownie zahipnotyzować słuchacza w jeszcze głębszej i różnorodniejszej drugiej części płyty. Kyussowe wejście w instrumentalnym, pełnym przestrzeni i wchodzącym w coraz mocniejsze gitarowo-bębnowe warstwy „Shadow Of The Torturer” przeobraża się dość nagle w organkowy „The Wounding Hours”. Z potężnego potrzasku, z rozpaczliwych wątków wydobywa się spokojna, rozdzierająca i totalnie obłędna pauza. Perfekcyjnie wywołane kontrasty perkusji i organów z jednej strony oraz upiorny krzyk i przeszywające go na wskroś gitary, zapadają się ostatecznie w kończącym album, akustycznym „Still They Pray”. Arcydzieło!

Trzecia płyta Cough zasługuje na dużą uwagę i w podsumowaniu 2016 roku, obok Revengeance autorstwa Conan, jest najlepszym dziełem w kategorii powolnego, metalowego grania. Ale czy mogło być inaczej skoro na Still They Pray na każdym z etapów jego powstawania piętno odcisnęli liderzy takich bandów jak Windhand czy wspomniany już Electric Wizard? Chyba nie.

[Dariusz Rybus]