Po siedmioletniej przerwie Lean Left wrócili na (trzeci) koncert w Warszawie. Być może najlepszy, choć tamte pamiętam już jak przez mgłę. Teraz najbardziej ujęło mnie, że Terrie Ex i Andy Moor tworzyli zupełnie inny gitarowy duet niż w The Ex. Kiedyś było to raczej zderzenie zrytmizowanego rozdygotania Exów z free Vandermarka i Nilssen-Love, teraz masywne, ewoluujące dźwiękowe tornado. Oczywiście pojawiły się momenty bardziej wyciszone, ale dominująca była masywna, frenetyczna dźwiękowa masa, która przy pozornej chaotyczności była również ułożona, momentami niemal funkowa. Udanym pomysłem było otwarcie koncertu kilkuminutowymi występami duetów, które oryginalnie złożyły się na kwartet, swoistymi zapowiedziami późniejszej burzy. Bardzo dobrze wypadł też bis, co nie zawsze ma miejsce na koncertach muzyki improwizowanej. Doskonały koncert pokazujący, jak ważne w długotrwałym graniu muzyki improwizowanej / eksperymentalnej jest wykształcanie własnego języka - Lean Left są nie do podrobienia.
[zdjęcia: Piotr Lewandowski]