W natłoku gitarowych zespołów w Polsce zazwyczaj brakuje mi:
- oszczędnego instrumentarium i surowego grania,
- dystansu do własnej muzyki i grania bez napinki,
- zawadiackiego zmieniania nastrojów, pulsującego grania tu i teraz,
- podkręcania przesterów, uwalniania energii, niezbyt mocnego przywiązywania się do etosu post-punkowego,
- grania instrumentalnego bez konieczności opisywania świata słowami,
- spojrzenia na rzeczywistość z przymrużeniem oka,
- grania muzyki rozumianego jako spotkanie i zabawa, w wyniku której wiele dobrego może wydarzyć się nieoczekiwanie.
Oczywiście są takie zespoły jak Kurws czy Woody Alien, gdzie wyżej wymienione zjawiska występują bardziej lub mniej intensywnie, surowa energia leje się strumieniami, prostota zwycięża, a jednocześnie muzycy niosą za sobą estetyczną jakość. Ale też stawiają na żywą energię, możliwość przysłowiowego poniesienia bez pretensji do zdobywania festiwalowych scen. Dołącza do nich toruńskie Wesele, które tworzy grający w Jesieni i Świecie Zmarłych Szymon Szwarc oraz współtworzący grupę Pchełki, Damian Kowalski.
Jest tu: zamysł i błyskotliwa realizacja, miejsce na humor i swobodę (to wspaniałe januszowe “hej” w “piłkarskiej apokalipsie”). Jest wszystko, co świadczy o bezpretensjonalności. Brawo.
[Jakub Knera]