Pierwsze odsłuchy "A Private Understanding", który zapowiadał czwarty album postpunkowców z Detroit, nie robiły zbyt dużego wrażenia. Zrezygnowany, nieco melancholijny utwór zawiera m.in. motyw jeżdżącego kamperem Elvisa, któremu chmury na niebie uformowały twarz Józefa Stalina. Nagle nadciągnął wiatr i te same chmury przeobraziły się w wizerunek radosnego, wypełnionego dobrocią Jezusa. Idealna symbolika dla dzisiejszych wszechmocnych i potrafiących "zaspokoić" każdą potrzebę korporacji.
Protomartyr z każdą kolejną płytą wchodził o poziom wyżej. Obiecujący No Passion All Technique. Dopieszczony w najdrobniejszym detalu Under Color Of Official Right. Genialny The Agent Intellect. W międzyczasie wydali dwie koncertówki, trzy epki, zagrali rewelacyjny koncert na Offie 2014, a w 2016 nieprzypadkowo stanowili najjaśniejszy punkt programu, nie tylko obu Primaver, ale paru innych dobrych festiwali. Gdy wydawało się, że po kilku intensywnych i udanych trasach kwartet zaserwuje sobie chwilę zasłużonego odpoczynku dość nagle do sprzedaży trafił Relatives in Descent.
Jak się okazuje oprócz tekstów Joe'a Casey'a, zawierających wiele głębokich aformyzmów oraz trafnych ocen, co do funkcjonowania jednostki w czasach wszechobecnej sprzedaży oraz wylewającego się wokół populizmu (wydawnictwo powstawało już w dobie wyborów prezydenckich w USA), a także kilku gitarowych partii, Relatives in Descent rozczarowuje. Utwory są niedopracowane, zbyt jednostajne i spokojne, w dziwnych momentach poucinane, a ich centralną postacią jest właśnie Casey, któremu nieraz zdarza się je przegadać i którego nie jeden raz zawodzi głos. Brakuje przestrzeni, odskoczni, budowy napięcia, niezwykłych cięć, niekonwencjonalnych rozwiązań, czyli tego, co twórczość Amerykanów zawsze wyróżniało. Po wspomnianym, singlowym, co najwyżej średnim "A Private Understanding", miałkie otwarcie dopełniają najbardziej nieudane trzy minuty w całej dyskografii, czyli nieudolny "Here Is the Thing" oraz zaskakująco flegmatyczny "My Children". Gitarowe ocknięcie następuje późno, bo dopiero w drugiej części "Caitriona" oraz w "The Chuckler", w którym jednak nie rozwinięto dostatecznie świetnych gitarowych zajawek i którego po prostu pozbawiono finału. Pierwszym w pełni dopracowanym w zestawie obejmującym dwunaście pozycji jest więc dopiero szósty, fantastyczny "Windsor Hum". Gitarowe wcięcia, mocny bas, pewniejszy i bardziej zdecydowany wokal oraz propagandowe, "amerykańskie" przesłanie "the sound going across the ocean, saying, everything's fine" brzmią okazale. Potem genialny "Don't Go to Anacita" i znowu długi przestój. Stojący w miejscu, nudny "Up the Tower". Lichy, wręcz dobijający "Night-Blooming Cereus". Całość przed porażką ratuje żywy, cudownie różnorodny i wielowarstwowy, stanowiący zupełnie inny wymiar mocy "Male Plague", chilloutowy "Corpses in Regalia" (gitary Grega Ahee mistrzostwo) oraz niezły, balladowy, rozpoczynający się od ciekawej rozmowy żyjących w starożytnej Palestynie menedżera średniego szczebla z więźniem, "Half Sister".
Będący gatunkowym następcą Under Color Of Official Right, Relatives in Descent pozbawiony jest zacięcia, energii i siły The Agent Intellect. Próżno w nim szukać hymnów takich jak "Cowards Starve", "I Forgive You" czy "Uncle Mother's". Mogła być z tego bardzo dobra epka, a jest tylko przeciętna płyta.
[Dariusz Rybus]