polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
Paradise Lost Paradise Lost

Paradise Lost
Paradise Lost

Dziesiąty album Brytyjczyków to podróż w bogatą przeszłość zespołu, do płyt, które ukształtowały ich muzyczny charakter. Mam tu na myśli głównie "Icon" (1993) i "Draconian Times" (1995). Tegoroczny krążek to śmiały i świadomy powrót do cięższego brzmienia, gitarowego grania opartego na świetnych melodiach. Produkcja jest wyrazista, miejscami bardzo przestrzenna ("Grey", "Shine"), innym razem przygniatająca ciężarem ("Sun Fading", "Don't Belong"). Co ciekawe, mimo ogranych patentów z przeszłości, "Paradise Lost" tchnie świeżością, przemyślanymi rozwiązaniami, dopracowaniem nawet najdrobniejszych szczegółów. Na pewno to zasługa odpowiedzialnego za proces realizacji płyty Rhysa Fulbera. A co chyba najważniejsze czuć, że zespół gra z dużą pasją, bez obciążeń, z ogromnym wyczuciem nawiązując do swoich dokonań sprzed ponad dekady. Nick Holmes to oddzielny temat. Jego głos brzmi świetnie, a zróżnicowanie utworów na płycie tylko to uwypukla. Od walcowatego "Sun Fading" i "Over The Madness", poprzez prawie balladowe "Shine" i dynamiczne "For All You Leave Behind", aż po przebojowe "Forever After" i "Grey". Właśnie owa bogata paleta brzmień i temp nadaje tej płycie nowego wymiaru. Jeszcze nigdy Paradise Lost nie nagrał tak zróżnicowanego albumu. Czuć, że zamysł twórców został zrealizowany w pełni, a "powrót" nie był tylko próbą pozyskania starych fanów.

[Marc!n Ratyński]