polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
EELS Blinking lights and other revelations

EELS
Blinking lights and other revelations

Wiadome mi było od dawna, iż Mark Oliver Everett (znany również pod tyleż treściwym, co enigmatycznym pseudonimem "E") multiinstrumentalista, niespokojna dusza, lider formacji Eels, tworzy muzykę przekrojową i pewnych aspektach eksperymentalną. Jednak każdy z pięciu poprzedzających Blinking Lights... albumów, mimo dzielących je różnic, zdawał się tworzyć oddzielną, spójną całość. W innym świetle jawią się dwa krążki, które ujrzały światło dzienne na przełomie kwietnia i maja bieżącego roku. Zawierają one materiał tworzony przez kilka lat podczas krótkich, spontanicznych sesji w piwnicy kalifornijskiego domu E. Sam artysta trochę przekornie określa album jako traktujący o "Bogu i wszystkich pytaniach pokrewnych tematowi Boga", jednak jego twórczości daleko do religijnych uniesień. Wydaje się być to pełna dygresji kompilacja wszystkiego, co zaprzątało myśli twórcy i ludzi, których spotykał w czasie jej tworzenia. Są więc pełne niedopowiedzeń odniesienia do burzliwej przeszłości E ("In the yard behind the church", "Son of a bitch", czy "Ugly love"), pozornie oderwane i naiwne historie ("Railroad man" czy tytułowe "Blinking lights"), liryczne ballady ("If you see Natalie"), a także energetyzujące rock'n'roll-owe kawałki ("Going fetal", "Hey man") oraz absurdalne "Whatever happened to soy bomb".

Rodzinna opowieść głosi, że Everett od dziecka musiał wypróbować każdy instrument muzyczny, jaki wpadł mu ręce. Prawdziwa czy nie, dobrze tłumaczy ona dźwiękowe bogactwo jego kompozycji. Od pogrzebowych, saksofonowych melodii "Son of a bitch" przez wzruszające wibracje "I'm going to stop pretending that I didn't break your heart" po krystaliczne dźwięki autoharfy w "Dusk: a peach in the orchard". A wszystko to otoczone jest przez magicznie brzmiący wurlitzer lidera. Jego muzyka zawsze ma drugie dno. Nawet kiedy słyszymy banalną melodyjkę wystukiwaną na dziecięcym pianinie, w głębi dzieje się coś, co nie daje nam spokoju - czy są to połamane rytmy grane na kaloryferze, huki gromów czy też puszczane wspak fragmenty własnych utworów. Od strony rytmicznej nad muzyką czuwa Butch Norton (jedyny poza E stały członek zespołu od początku jego istnienia) - jeden z tych perkusistów, którzy, grając bez technicznych fajerwerków, z niesamowitym wyczuciem potrafią w jakiś sposób wyciągnąć to, co w rytmice utworu najbardziej warte zaznaczenia. Swój udział mają też wspaniali muzycy zaproszeni do współpracy przy produkcji albumu. Warto wspomnieć, że na gitarach udzielał się znany z R.E.M. Peter Buck (brzmienie "To lick your boots" na pewno zwróci uwagę fanów tej formacji), a wokalne solo w "Going Fetal" wykrzyczał nie kto inny jak Tom Waits. Muzyka Eels jest często określana jako smutna i budująca zarazem, ponieważ obok raczej ironicznej wizji świata, E zawsze znajduje jakiś sposób, by pokazać nam, że warto budzić się rankiem z uśmiechem na ustach. Nie mam pojęcia, w jaki sposób to robi, jednak gorąco polecam jego muzykę każdemu, kto nie boi się sentymentalnych podróży z przewrotnym morałem.

[Paweł Potocki]