Zupełnie nie rozumiem sensu wydawania takich płyt. Wybulić się z ciężkiej kasy na ten zbiór alternatywnych mixów, nagrań wykrojonych z poprzednich płyt i utworów w wersjach live jest chyba oznaką ślepej wiary, iż wszystko czego tknie się Al Jourgensen staje się "Krainą Gwałtem i Miodem Płynącą". Tym bardziej, że Ministry kilka lat temu wydało bardziej reprezentatywną składankę "Greatest Fits" oraz płytę live "Sphinctour" więc wydawało mi się, iż temat podsumowań mamy już za sobą.
Przeciętny, nie wnoszący niestety niczego nowego do wizerunku zespołu jest jedyny premierowy utwór "The Great Satan", brzmiący jak odrzut z ostatniej płyty "Houses of the Mole". Tzw. update mixy sztandarowych numerów Ministry jak "N.W.O", "Stigmata" czy "Jesus Built My Hotrod" nie wnoszą dosłownie nic ciekawego. Nagrania live są owszem - świetne, ale już znane ze "Sphinctour" (nie można się było pokusić o jakieś niepublikowane rejestracje?). Natomiast wybór nagrań z regularnych płyt zespołu jest co najmniej dziwny.
Jakiś czas temu Jourgensen odgrażał się, iż ma w zanadrzu nowe materiały swych pobocznych projektów Revolting Cocks i Lard z Jello Biafrą na wokalu. Tymczasem wysmażył wszystkim taką kaszankę, że nawet najwierniejszym fanom stanie ona w gardle. Obiecanki cacanki a sponiewieranej rodzinie Bush'ów radość.
[Marcin Jaśkowiak]