polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
INCUBUS Light Grenades

INCUBUS
Light Grenades

Entuzjazm wobec Incubus, jaki żywiłem pod koniec lat dziewięćdziesiątych udało mi się utrzymać do dziś nie tylko ze względu na sentyment dla takich płyt jak wybuchowe "S.C.I.E.N.C.E." czy imponujący "Make Yourself" z tamtego okresu, ale przede wszystkim za umiejętność przedefiniowania brzmienia, estetyki i przekazu, jaką zespół dokonał za sprawą płyty "A Crow Left of the Murder" przeszło dwa lata temu. Co prawda komercyjnie skuteczny "Morning View", popełniony na początku dekady, wskazywał, że zespół miał pewne trudności z przejściem od młodzieńczej energii do bardziej stonowanych form. Niemniej jednak nawet na tamtej płycie obok przeciętnych radiowych piosnek znalazły się takie perełki, jak na przykład Just a Phase, które na "A Crow..." rozwinęły się w bardzo autorskie i przekonywujące poprockowe pomysły. Bez dwóch zdań, w przeciwieństwie do większości grup, z którymi dzielił scenę i przestrzeń antenową w Superrocku w latach dziewięćdziesiątych, Incubus potrafili dojrzewać razem ze słuchaczami.

Okrutnie szkoda zatem, że "Light Grenades" postawiło ten progres pod znakiem zapytania. Ta płyta nie razi, nie irytuje, nie zmusza do wyłączenia odtwarzacza. Ona po prostu nie przynosi nic nowego i wydaje się być dokumentacją pracy zespołu znajdującego się na rozstajach dróg. Brandon Boyd śpiewa jak zwykle świetnie, parę dynamicznych riffów jest całkiem, całkiem, a balladki i ciągoty popowe też są ułożone jak trzeba. Niestety ta muzyka jest równie poprawna, co przewidywalna i każdy fan zespołu odczuje jak amputowaną kończynę skłonność do podjęcia ryzyka, tak wyczuwalną na poprzednich płytach grupy, a której tutaj brak. Stagnacja muzyczna jest więc oznaką regresu, który jednak najpaskudniej objawia się w warstwie lirycznej. Przecież wśród zespołów medialnych ten właśnie wyróżniał się inteligentnymi tekstami i refleksją czynioną bez zastanawiania się, czy zrozumie ją uczeń koledżu. Niestety wokalista chyba niedawno się zakochał i zupełnie sobie z tym nie poradził artystycznie - przez trzynaście utworów jesteśmy rażeni dość szczeniackim sposobem mówienia o miłości. "Light Grenades" z pewnością pohula na listach przebojów i sprzedaży, a średnia wieku słuchaczy chyba niestety się obniży. Pewnie jeszcze kilka razy ten album włączę, ale tylko ze względu na sentyment i by się ostatecznie przekonać, że poszukując inteligentnej rozrywki lepiej sięgnąć po dowolną z poprzednich płyt grupy.

[Piotr Lewandowski]