Podejrzewam, że w czasie ostatnich wakacji nawet ci, którzy zupełnie nie interesują się piłką kopaną, choć trochę zostali wciągnięci w mundialowe emocje. A jeśli ktoś się uchował przed nimi, musiał słyszeć o pamiętnym incydencie z meczu finałowego, kiedy to Zinedine Zidane w efektowny sposób powalił na ziemię Marco Materazziego. Jego uderzenie z byka przejdzie zapewne do annałów historii, nie tylko sportowej. A dlaczego jego wspomnienie pojawia się na wstępie recenzji? Ponieważ ten francuski piłkarz jest bohaterem filmu "Zidane - A 21st Century Portrait", do którego ścieżkę dźwiękową skomponował zespół Mogwai.
Nie tak często zdarza się, by rockowy zespół zabrał się za tworzenie muzycznej ilustracji do filmu. Gitarowa stylistyka niekoniecznie musi pasować do opowiadanej fabuły, dlatego nawet jeśli na ścieżkach dźwiękowych pojawiają się tego typu utwory, to są one nagrywane przez jak najbardziej medialne grupy, przemykają gdzieś głęboko w tle i otrzymują raczej promocyjne funkcje przyciągając kolejną grupę widzów. W tym przypadku jest jednak inaczej. Przede wszystkim ze względu na charakter filmu. "Zidane - A 21st Century Portrait" to obraz będący połączeniem filmu dokumentalnego z artystycznym konceptem. Przedstawia 90 minut meczu Real - Villareal z kwietnia 2005 roku. Nie jest to jednak relacja ze sportowego wydarzenia, a portret jednego, grającego tam zawodnika. Dlatego mecz staje się jedynie tłem, zaś prawdziwym bohaterem jest Zidane, którego obserwuje siedemnaście rozmieszczonych na stadionie kamer. Jednym słowem - Zidane biegnie, Zidane kopie piłkę, Zidane uśmiecha się, Zidane zalany potem etc. Surrealistyczny obraz dopełniony jest właśnie poprzez ścieżkę dźwiękową, na której znalazło się 75 minut muzyki, jaką znamy z dokonań Mogwai. To dziesięć utworów zbudowanych zgodnie z kanonem postrockowej sztuki interpretowanej przez Szkotów. Stąd słyszymy powtarzające się przez wiele minut gitarowe motywy, monotonnie - hipnotyczną perkusję oraz przeciągłe dźwięki snujące się w tle. Nie brakuje również fortepianowych wtrąceń, czy słynnych dynamicznych amplitud. W porównaniu do niedawnego albumu "Mr. Beast" brak ciężkich riffów, eksplodującej dynamiki oraz oczywiście wokali. Jest jednak bardzo melodyjnie, spokojnie i nadspodziewanie kojąco, pomimo panującego ponurego klimatu. To ponad godzina postrockowego grania najwyższej jakości, którego słucha się z dużą przyjemnością. Oczywiście, nie ma co spodziewać się oryginalnych zagrań czy zaskakujących zwrotów akcji - ta płyta nie ma takich ambicji. Co nie przeszkadza stwierdzić, iż to muzyka warta posłuchania. Tym bardziej interesująco zapowiada się sam film, nawiasem mówiąc pokazany na festiwalu w Cannes. Jednak czy będzie to pean na cześć uwielbianego we Francji piłkarza, czy też interesujący obraz człowieka, wzbogacony muzyką Mogwai, będziemy musieli ocenić sami. Póki co pozostaje klimatyczne przygotowywanie się do wyprawy na Santiago Bernabéu.
[Aleksander Kobyłka]