Czwarty longplay The Thermals nie przynosi zaskoczenia, lecz bynajmniej nie zawodzi i dostarcza wiele frajdy. Grupa z Portland konsekwentnie idzie ścieżką prostych, energetycznych i melodyjnych kompozycji, bystrych tekstów oraz przyjemnego, coraz mniej punk, a coraz bardziej rockowego, popowego chwilami, brzmienia. Które pod okiem producenta Johna Congletona stało się przejrzyste i wyraziste jak nigdy dotąd, co świetnie służy piosenkom Thermals, w których punkowy rodowód łączy się ze gitarowym popem lat 60-tych. Choć na pierwszy rzut oka muzyka ta zdaje się banalna - trzy akordy, klarowny rytm i młodzieńcza energia niezmiennie stanowią jej trzon- to jednak talent gitarzysty i wokalisty Hutcha Harrisa do konkretnych melodii, szczerość w głosie i entuzjazm wykonania czynią The Thermals czymś więcej, niż tylko "post-punkowym" zespołem o popowych ciągotach.
Po płycie "The Body, The Blood, The Machine", będącej trafną i wyrazistą przypowieścią o Ameryce najmroczniejszego okresu Busha Juniora, nowy album Thermals poświęcony jest kwestiom uniwersalnym, związanym ze śmiercią. Osadzenie poważnej tematyki w rozrywkowym, melodyjnym muzycznym sosie wydaje się ryzykowne. Jednak absolutnie się sprawdza, gdyż śmierć jest tutaj postrzegana jako źródło perspektywy, z której doczesność staje się zrozumiała. "Now We Can See" to bezpretensjonalna, chwytliwa, fajnie brzmiąca płyta, po której już nie wiem, czy Thermals bliżej do Mudhoney, czy do Beach Boys.
[Piotr Lewandowski]