polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
Philip Jeck wywiad

Philip Jeck
wywiad

Muzyka Philipa Jecka do łatwych nie należy. Ale jeśli spojrzy się na całokształt jego twórczości, docenia się to, co robi i sposób, w jaki realizuje kolejne pomysły. Wszystkie płyty Brytyjczyka nieodłącznie wiążą się ze starymi gramofonami, zużytymi płytami winylowymi i możliwościami wykorzystania tych przedmiotów. Jeck nie stosuje nowych technologii (jedynie używa jej do edycji), cała jego muzyka powstaje przy wykorzystaniu analogowego sprzętu. W sierpniu podczas Off Festivalu pojawiła się okazja do usłyszenia muzyka na żywo – jego występ zamykał tegoroczną edycję imprezy. Przed koncertem udało nam się z nim porozmawiać – rezultaty przeczytacie poniżej

W 1993 roku stworzyłeś instalację „Vinyl Requiem”, poświęconą płytom winylowym. To było niemal 20 lat temu, a płyty winylowe – jednak! – wciąż cieszą się ogromną popularnością. Jak z dzisiejszej perspektywy spojrzałbyś na tę pracę i na nośniki winylowe w ogóle?
 
Powiem ci, jak doszło do powstania tej pracy. Pod koniec lat 80. pracowałem już z dźwiękiem i rozmawialiśmy wtedy o zmieniających się sklepach muzycznych: nagle sekcje z CD zaczęły się powiększać, kosztem tych z winylami. Urodziłem się w 1952 roku, więc wychowałem się słuchając płyt winylowych i całe moje doświadczenie muzyczne opierało się na nich. Na nich też pracowałem i chciałem jakoś zaznaczyć to ważne przejście w historii muzyki. W ten sposób powstał pomysł „Vinyl Requiem”.

Jednocześnie wiedziałem już, że winyl tak po prostu nie zniknie, bo za dużo ludzi wciąż w ten sposób słucha muzyki. Oczywiście wszystko kiedyś umiera, ale winyl jeszcze nie teraz (śmiech). Więc był to dla mnie sposób wyrażenia i podkreślenia przejścia muzyki ze świata analogowego do cyfrowego. Teraz oczywiście zmiana ta wypłynęła na nowe wody, ludzie kupują coraz mniej płyt CD, bo wolą ściągać pliki muzyczne z Internetu. Ale moim pierwszym i podstawowym doświadczeniem muzycznym zawsze pozostanie ta nostalgia nagrania na winylu. Pracuję z tym doświadczeniem do dziś, wciąż najbardziej wzruszają mnie stare nagrania, zbieram setki, tysiące płyt winylowych, które wykorzystuję potem w pracy. Zresztą pracuję na nich również dlatego, że chyba musiałbym żyć z tysiąc lat, żeby ściągnąć z sieci wszystko, co może być potencjalnie ciekawe. A przecież całą, przynajmniej prawie całą historię i podwaliny muzyki są dostępne na winylu.

Podobno zbierasz winyle i gramofony w komisach i antykwariatach. Czy to Twoja prywatna filozofia ich recyklingu? Jak je wybierasz, znajdujesz?

Nie jest tak, że wchodzę do komisu w konkretnym celu. Mogę tam zebrać cały stos winyli np. z lat 50. za jednego funta, więc raczej nie szukam jednej płyty, choć czasem natrafiam na coś, co od razu pasuje do konkretnej koncepcji. Nie wykorzystuję w ogóle wokali, więc przede wszystkim szukam płyt instrumentalnych. Bywam też proszony o pracę z konkretną muzyką, tak jak dziś z Chopinem, wtedy przeczesuję komisy w poszukiwaniu konkretnego artysty. Choć akurat w przypadku Chopina tak nie było, bo mam już sporą kolekcję jego nagrań. Jakiś czas temu pracowałem nad projektem z muzyką barokową i tutaj miałem spore pole do popisu w komisowych poszukiwaniach. Generalnie mam dwie kolekcje winyli: jedną, której słucham, przechowuję pod ręką, ale bardzo starannie. Druga, z którą głównie pracuję, jest ułożona oddzielnie.

Liczyłeś kiedyś ile posiadasz płyt?

Nie mam pojęcia, są ich tysiące, ale nigdy ich nie liczyłem. Można by policzyć je poprzez liczbę pudeł, w których są przechowywane (śmiech). Być może niektóre z nich nie były nawet przesłuchane, leżą i czekają gdzieś na swoją kolej. Mam też kolekcję płyt CD, zresztą przecież większość moich płyt wydano również jako CD. Wracając do moich muzycznych poszukiwań i wycieczek do antykwariatów - mam już tak pokaźną kolekcję nagrań, że nie muszę już przeszukiwać komisów. Ale czasem, szczególnie, gdy jestem proszony o pracę nad konkretnym projektem udaję się jeszcze na takie wyprawy.

Przypomina mi się DJ Shadow, który również ma wielką kolekcję płyt. Jest też osobą, którą często wymienia się obok Ciebie mówiąc o zjawisku turntablizmu. Gdzie w tym nurcie umiejscowiłbyś jego, a gdzie siebie?

Spójrzmy na to trochę szerzej - muzyka zawsze była moją największą miłością, z wszystkich rodzajów sztuki najbliższą. Kiedy byłem nastolatkiem brzdąkałem na gitarze, ale nigdy nie byłem do końca usatysfakcjonowany dźwiękami, które tworzyłem. Jakiś czas później, w 1979 roku, wyjechałem do Nowego Jorku, mając już mglistą świadomość tego, że są ludzie, którzy zaczynają miksować nagrania. Chodziłem do klubów, wgryzałem się w tę kulturę. Zaczynałem kupować coraz więcej nagrań i sam je łączyć, początkowo zapewne kopiując to, co słyszałem u innych. Wbrew pozorom moją główną inspiracją nie był Grandmaster Flash, ale np. Larry Levan czy Walter Gibbons.

Potem przeniosłem się do Londynu, gdzie obracałem się głównie wśród twórców muzyki elektronicznej. Z nimi pracowałem, miksowałem, robiłem imprezy z muzyką taneczną. I stopniowo, co zresztą zmienia się do dziś, zacząłem używać nie tylko nagrań z muzyką taneczną, ale miksować coraz kolejne rzeczy z różnych gatunków muzycznych. Równolegle z tą zmianą przenosiłem się na inne nośniki, gramofony, powoli odkrywając stare modele. Odkryłem że stare gramofony mają zdumiewającą cechę: każdy brzmi inaczej, istnieje między nimi prawie namacalna różnica w dźwięku. Więc, wracając do DJ Shadowa, myślę, że zaczynałem przygodę z muzyką w podobny sposób jak on, bardzo go szanuję, ale ja poszedłem trochę inną ścieżką, podążając za tym co interesowało mnie najbardziej.

Podczas Off Festivalu grasz kilka kompozycji inspirowanych twórczością Fryderyka Chopina, ale w swoich nagraniach wykorzystujesz przede wszystkim nagrania artystów prawie kompletnie nieznanych, dopiero słuchając Twoich płyt dowiadujemy się o ich istnieniu. Myślałeś o użyciu nagrań dobrze znanych?

Generalnie tego nie robię, choć okazjonalnie mi się zdarza. To zabawne, bo pewnego razu ktoś powiedział "użyłeś tego a tego kawałka", a w ogóle tam go nie było. Najczęściej robię to dla jakiegoś konceptu i nie używam w całości. Tak było w przypadku "Fanfare for the Common Man" Aarona Coplanda, którego trzy wersje znalazły się na płycie "Sand". Jest coś niesamowitego w tym kawałku i chciałem go używać więcej i więcej. Stał się kręgosłupem tej płyty. W przyszłości być może powrócę do takiej koncepcji.

Wspomniałeś, że Twoje płyty wychodzą głównie na CD. Nie sądzisz, że byłoby interesująco wydać nową płytę na winylu? To mogłoby spotęgować brzmienie Twojej muzyki.

Oczywiście, nawet dziś mam 'testową kopię' swojej nowej płyty, wytłoczoną na winylu i najprawdopodobniej jej użyję. To stwarza ciekawy efekt re-recyklingu swojej własnej muzyki. Ale w ogólnym obiegu oczywiście winyl jest droższy i choć ludzie ciągle kupują nagrania na tym nośniku, to jednak rynek ma swoje prawa i popyt jest głównie na CD. Gdyby to zależało ode mnie chciałbym każdą swoją płytę wydać na CD i na winylu.

Chciałbym spytać o Twój sposób nagrywania płyt. Większość z nich to przede wszystkim sesje live, dlaczego?

Kilka ostatnich płyt m.in. 'Sand' zawiera przede wszystkim nagrania live z koncertów. Nie stuprocentowo, ale w większości. Jest kilka nagrań domowych, ale w większości to kompilacje, łączone nie z jednego, a kilku koncertów, które konstruuję na nowo w domu i umieszczam na płycie. Tworząc płytę, wyobrażam ją sobie jako muzykę do słuchania w domu, więc z tych koncertowych puzzli układam nowy obraz. Czasem potrzebują np. jakiegoś łącznika, który dogrywam w domu, czasem dodaję kilka dźwięków. Ale 90 procent to nagrania live, mocno przemontowane, pocięte, poskładane w nowe kawałki.

Nigdy nie nakładasz na siebie kilku różnych warstw nagrań?

Nie, zawsze łączę je, kolejno doklejając do siebie ścieżki, ale nigdy jedna nie splata się z drugą.

A nie kusi Cię, żeby używać więcej nowych technologii? Czy może Twój sposób pracy, wybór starych gramofonów, to forma ucieczki od najnowszej techniki?

Przede wszystkim mam bardzo dużo starych sprzętów i bardzo chcę ich używać. Wciąż mam w głowie mnóstwo niesprawdzonych sposobów ich wykorzystania, które chciałbym zrealizować. Czasem prowadzę wykłady na uczelniach i zauważam, że młodzi ludzi bardzo często mówią o jakiejś technologii, albo sprzęcie czy oprogramowaniu: "Muszę mieć najnowszą wersję. Koniecznie!", a ja myślę sobie: "Przecież nie zaczęliśmy nawet używać tego co już jest, nie poznaliśmy nawet części możliwości sprzętu i technologii, która istnieją już od dawna". Dążę to tego, żeby aby sprawdzać kolejne możliwości archaicznych urządzeń, można zrobić z nimi jeszcze bardzo wiele. To napędza mnie do dalszej pracy.

Dzięki za rozmowę.

[Jakub Knera]