polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
Marcin Pryt Tryp i 19 Wiosen - wywiad

Marcin Pryt
Tryp i 19 Wiosen - wywiad

Do wywiadu z Marcinem Prytem przymierzaliśmy się od dawna. Teraz okazuje się, że chyba warto było odwlekać, bo trafiliśmy na idealny moment. Moment jego dużej aktywności fonograficznej i energetycznej. Czas przełomu, gdy Marcin jako twórca wreszcie staje się widoczny, jak nigdy dotąd. Dlatego rozmawiamy prawie o wszystkim o czym wydaje się nam, że powinniśmy teraz rozmawiać. Zaczynamy od wątków starszych, by o nowe zapytać na końcu.

[Hubert] Najnowszy album 19 wiosen nazywa się „Pożegnanie ze światem”. Czy ten tytuł sugeruje jakiś przełom?

Mam nadzieję, że tak. Wspominałem już w kilku wywiadach, że to takie podsumowanie 18 lat działalności zespołu i masz tutaj kilka wątków z różnych płyt. Chcieliśmy nawiązać do wszystkich tradycji różnych składów, różnych reaktywacji i ostatecznie się od tego odciąć. Mieć punkt wyjścia, wyskoczyć na taki pas startowy. „Pożegnanie ze światem” jest zamknięciem tego osiemnastoletniego okresu i mam nadzieję, że kolejne płyty będą otworzeniem się na zupełnie inne rzeczy. 19 Wiosen to tylko taka etykieta, coś jak nazwa samolotu, który ma wciąż swoje nowe, lepsze modele. Wierzę, że teraz będziemy nagrywać kolejne płyty, poruszać inne tematy, w innych przestrzeniach stereofonicznych albo dolby surround...

[Hubert] Jeśli chodzi o ten stary świat, z którym się żegnasz… nie trzyma Cię jeszcze jakaś siła sentymentu?

Wiesz co, sentyment jest dobry tak przez kilka sekund, później pojawia się refleksja, że na to wszystko szkoda czasu. Lepiej patrzeć w przyszłość albo chociażby żyć teraźniejszością, bo sentymenty czasami po prostu dobijają. Zresztą mówiliśmy już o tym w takim utworze jak „Suweniry” , że to wszystko jest przygodą, zespół to jest muzyka, to jest muzyka przede wszystkim - tak jak dzisiaj - grana na żywo, i nawet te utwory, które nagraliśmy na „Pożegnaniu ze światem” zagraliśmy dzisiaj lepiej i ciekawiej niż na płycie. I raczej widzimy to wszystko jako taki postęp w jakimś nowym, nieznanym dla nas kierunku.

[Hubert] Mocno rozprawiasz się z sentymentem (i słusznie), ale jednocześnie mi 19 Wio-sen kojarzy się z pielęgnowaniem jakiejś tęsknoty, sentymentu (big beat, liryka, empa-tia).

19 Wiosen i muzycznie i tekstowo to są opowieści o nas w różnych kostiumach. Może choć to zabrzmi nieco paradoksalnie w tych wszystkich transformacjach zespołu, staraliśmy się mimo swojej totalnej autodestrukcji pielęgnować siebie samych. Nasze koleżeństwa, jakieś kontakty i relacje nie powiązane już musem show biznesowym tylko przyjemnością spotkania się na próbie, relacjonowania jakichś przygód w ciągu tygodnia. Jesteśmy już obciążeni prozaicz-nymi obowiązkami i twórczość jest metodą na kultywowanie swojej zduszonej pasji. Czujesz tęsknotę? To może i dobrze. To jest ten przeciąg, który chłodzi ci plecy i wieje po nogach i przypomina o wolności.

[Paweł] Pamiętam stare numery, piosenki o łódzkich ludziach, którzy gdzieś poznikali w między czasie. W tym było bardzo dużo empatii i takiego w gruncie rzeczy ciepła mimo tego całego negatywizmu. Bo generalnie wiadomo, że jest syf i umieramy. Natomiast w „Pożegnaniu ze światem” jest samobójstwo, jest koniec, a przy okazji jest też eschatologia („Pusta urna”). Jak to wszystko połączyć, tę właśnie empatię i to, że wszystko się skończyło?

Empatia. Dobrego słowa tu użyłeś. Mam nadzieję, że i w tych starych 19 Wiosnach i w tych nowych może nie tyle zasadą - bo to wychodzi tak zupełnie przypadkowo – a siłą sprawczą, która nami kieruje jest właśnie empatia. Mówisz o utworze „Pusta urna” tu jak mi się wydaje jest bardzo dużo tej empatii i być może jest to próba wyjścia, przekroczenia tej granicy, tej orbity okołoziemskiej i szukanie dalej. Nie wiem jak reszta chłopaków, bo to są bardzo prywatne i intymne sprawy każdego z nas, ale ja jestem osobą niewierzącą, więc tutaj nie negując u innych ludzi ich wiary i jakiejś ich duchowości próbuję tak jakby poszerzać ten balon, w którym jesteśmy. To co robię w tym zespole czyli próbuję opowiadać o takich historiach, takich przygodach takiego porypanego, wręcz pojebanego gościa, za którego się uważam i opowiadać takie historie absolutnie bez żadnej wyższości ani też bez żadnego przepraszania, że żyję. Po prostu, nazwałeś to tym jednym ważnym słowem, to jest właśnie chyba ta empatia. Myślę, że kiedy przestaniemy być empatyczni to przestaniemy grać.

[Hubert] A czujesz się człowiekiem „stąd”, wrośniętym w swoje miasto, dzielnicę, środowisko? Stąd ta empatia?

Coraz bardziej myślę nad jakimikolwiek swoimi korzeniami i zadaję sobie takie właśnie wręcz w cudzysłowie filozoficzne a może nawet bez cudzysłowu pytania i zastanawiam się nad tym skąd właściwie jestem i coraz bardziej dochodzę do odpowiedzi, że nie wiem skąd jestem.

[Paweł] Stąd też kosmopolityzm, podkreślany zresztą dość mocno?

Kosmopolityzm nie w sensie określonego nurtu politycznego jakim wiadomo, że kosmopolityzm także jest. Ja raczej wracam do kosmopolityzmu Diogenesa, który wyszedł z beczki. Nie przypadkiem w „Pustej urnie” jest wymieniony właśnie ten filozof. Wyjście ze swojej beczki, która -jak wiemy, bo pochodzimy z tego samego środowiska - jest zarzygana, śmierdzi i nie jest często może ładnym wnętrzem, które można obejrzeć w magazynach dizajnu, ale jeśli tak można powiedzieć, to najbliżej mi do korzeni właśnie z tej beczki Diogenesa.

[Hubert] A co z nihilizmem? Poczuciem końca, pustki, której nie wiadomo czym wypełnić?

Nihilizm to koniec dziewiętnastego wieku, a mamy początek dwudziestego pierwszego. Wydaje mi się, że do człowieka, który wchodzi w życie, dojrzewa w tych czasach, bardziej pasuje postawa bez złudzeń. Nihilizm też w gruncie rzeczy jest takim złudzeniem dla tych, którzy sobie nim wycierają gębę. Tak samo jak sadyzm i masochizm. Nie ma już nic jednoznacznego. Nie możemy powiedzieć o sobie, że jesteśmy nihilistami, bo często ten nihilizm zderza się choćby ze wspomnianą empatią. W moim rozumieniu nihilista nie może być empatyczny więc uciekałbym od takiej definicji. Bardzo się cieszę, że żyję w tych czasach, że pojawia się mnóstwo znaków zapytania, mnóstwo wątpliwości i ciekawych zjawisk. Każdy człowiek który trochę myśli, trochę się otwiera, oprócz tego, że ma szansę pozbycia się protez, złudzeń jakimi karmią szkoły czy religie, to zorientuje się że jest w ciekawym punkcie. To co jest dziś to ciekawy punkt wyjścia by coś zacząć. A co zacząć i jakie są zadania do wykonania dla każdego człowieka to już prywatna sprawa. Wydaje mi się, że każdy musi znaleźć to na swój własny sposób i dojść do pewnego momentu, gdzie zderza się ze złudzeniami prywatnymi, z zaburzeniami autorytetów, które spotyka już od wyjścia z tak zwanej komórki rodziny poprzez komórki szkolne, układy towarzyskie...modne i hermetyczne środowiska niezliczonych rodzajów muzyki, musi przebrnąć przez panujący tam mental, doznać upokorzeń i powstać i poprzez jakieś kity, które mu się wciska, że to jest lub nie jest kultura, czy że jakiś film jest dobry. Każdy musi znaleźć ten swój własny sposób rozumienia świata i im bardziej to się staje uczciwe dla niego samego tym… lepiej. Złudzenia są po prostu złudzeniami, więc im wcześniej ich nie mamy tym lepiej dla nas, bo wtedy się pojawia wolna przestrzeń, którą możemy zapełnić swoją aktywnością, swoimi produktami, swoim tworzeniem czy swoją działalnością, a jeśli nawet nie znajdę na końcu już potrzeby wydzielania jakichś produktów od siebie to mogę przecież też zajmować się pomaganiem innym ludziom. Jeśli już dotrę do siebie samego to zawsze się coś wymyśli, i cała reszta nie ma już żadnego znaczenia.

[Hubert] Ale taka atmosfera nagromadzenia znaków zapytania, upadku autorytetów prowokuje reakcję strachu. Zupełnie nie boisz się czasów, które nadeszły?

Nie oszukujmy się: mamy dobrze, nawet jakbyśmy żyli na skłotach czy po prostu klepali biedę to żyjemy na takiej szerokości geograficznej, że ten strach - jeśli mamy zdrowe członki - to jest w pewnym momencie śmieszny. Mogą się bać ludzie, którzy nie mają co włożyć do garnka, którzy umierają z głodu albo nie mają nawet nie mają wody tak jak w Sudanie. To jest realny strach. Ci ludzie, którzy giną gdzieś po prostu z jakiś powodów, bo się zabijają nawzajem. Oczywiście uderzam teraz w patos, bo w Europie jest względny spokój, ale gdzie indziej jest zupełnie inaczej. Wracam znowu tutaj do tej twojej empatii, że im więcej mamy tej empatii tym bardziej to nam pozwala właśnie dzielić się z tymi ludźmi, którzy naprawdę się boją. Mi się wydaje, że ja się nie boję i nie ma się czego bać. Po prostu znaki zapytania są zawsze ciekawsze niż takie wykrzykniki i kropki, gdzie po prostu wszyscy nam mówią pewniki. Mi się wydaje, że zawsze trzeba to podważać i nie tylko taki kosmopolityzm ale także sceptycyzm jest to dobrym dla mnie podejściem do życia. Czyli wątpliwości i podważanie wszystkiego, co ktoś mówi. Ja muszę znaleźć na to swoją własną odpowiedź.

[Hubert] No właśnie chyba bardziej mogą się bać ludzie, którzy mają coś do stracenia...

Tak, zresztą to widzisz obserwując te wszystkie konflikty na całym świecie, że nie ma szacunku dla jakiegokolwiek życia jednostki. Raczej po prostu ludzie giną tysiącami, wręcz kilkunastoma tysiącami. Natomiast tak naprawdę czy masz coś do stracenia? Czy ty Paweł masz coś do stracenia? Ja choćbym miał bardzo dużo, to nie mam nic do stracenia bo póki żyjemy trwa ta akcja i możemy mnóstwo rzeczy zrobić. Nawet gdyby teraz to wszystko wybuchło i zaczynalibyśmy od zera to wydaje mi się, że jesteśmy na takim poziomie, tak już wykształceni, że możemy sobie dać radę i zacząć budować coś od nowa.

[Hubert] Ludzie reagują na tę atmosferę znaków zapytania histerycznym poszukiwaniem własnej tożsamości. Utwór „Martwe Korpusy” to chyba właśnie taka odpowiedź na atmosferę patriotycznej histerii w kraju nad Wisłą.

Akurat ten utwór i „Wschód” powstawały w czasie tej histerii. Oczywiście w tym momencie jest to już kopanie leżącego, czyli tych patriotycznych billboardów i tej całej atmosfery polityki narodowej, bo wiadomo, że teraz ta opcja polityczna raczej jest w odwrocie. Generalnie patrzymy na te polityczne sprawy z takiego raczej punktu widzenia właśnie takich jednostek, które nie akceptują tego co się dzieje na zewnątrz i próbują żyć po swojemu. A ludzie, którzy poszukują korzeni w jakimś patriotyzmie bo wiadomo, że o nacjonalizmie nie będziemy rozmawiać, bo to jest totalny debilizm… Jakby głębiej się zastanowić to nawet takie wmawianie ludziom, że patriotyzm to jakaś wartość w kontrze do nacjonalizmu też ma krótkie nogi, bo świat zmierza w tym kierunku, jak w powieściach cyberpunk. Rządził i będzie rządzić pieniądz. Nacjonalizm jest bardzo bliski patriotyzmowi bo jest takim niby zwyrodnieniem, ale obie gałęzie to część spróchniałego jednego drzewa. Idea państwa narodowego jest przeżytkiem i bardzo krótkim eksperymentem w historii człowieka w porównaniu z innymi próbami usystematyzowania umysłów homo sapiens. Te wszystkie defilady, marsze, salwy honorowe , nawet skupiając się tylko na funkcjach kostiumowo-reprezentacyjnych one są czystym absurdem jak z „Kaczej zupy” z braćmi Marx. Wszyscy na to przyzwalamy w każdym państwie na świecie ale to jest cały czas idiotyzm z tego katalogu pojęć. To jest chore, głupie i przykre, wreszcie : to jest nieetyczne ze względów na koszta z podatków. To powoduje że cały czas się czuję jak dziecko z bajki Andersena, które krzyczy: „…ale patriotyzm jest goły…”. Zastanawia mnie ta chęć identyfikowania się i przynależności, to ludzkie pragnienie bycia w stadzie tak samo upierzonych zwierząt, ściskają się, jak pingwiny, żeby zachować ciepło a jednocześnie wbijają sobie i tak kosę w tłoku. Przeciętny patriota bardziej nienawidzi sąsiadki czy kolegi z pracy na wyższym stanowisku, niż Niemca lub Rosjanina. Kiedy skończy się przyszła wojna będzie bardzo dużo niewyjaśnionych morderstw i zaginięć w sąsiedztwie. Powstaną bulwersujące patriotów, kolejne „żydowskie” kłamstwa…. Dlatego jakby te dwa pojęcia w moim rozumieniu zrównuję ze sobą i je pierdolę.

[Hubert] Wyglądasz mi na osobę introwertyczną. Mam wrażenie, że przed wyjściem na scenę bardzo się denerwujesz. W kilku wywiadach wspominałeś, że miałeś duży problem z robieniem czegoś publicznie.

W poprzednim wcieleniu „dziewiętnastek” zagraliśmy do 2004 roku łącznie chyba tylko dziewięć koncertów, a teraz to już przestałem liczyć. Wiem, że Fagot zbiera plakaty z wszystkich imprez. To kwestia praktyki, nie jest już tak jak na początku. Pamiętam, że mieliśmy duże wątpliwości co do występowania na scenie bo raczej tworzenie polegało na tym, że siedzieliśmy sobie na sali prób i robiliśmy to totalnie zapominając o całym procesie wyprowadzania tego na świat, na zewnątrz. Już pomijam kwestię nagrań technicznych, ale kwestie typu menadżer, promocja itd. Teraz też nadal nie mamy menadżera i frekwencyjnie wygląda to tak jak wygląda...

Wyjście na scenę to jest coś bardzo ciekawego, nie tylko dla mnie ale myślę, że też dla kolegów z zespołu. To taka akcja, że zaczyna się iskrzenie, to taki nasz narkotyk, gdzie coraz bardziej to czujemy i coraz lepiej się w tym czujemy. To jest właśnie ten moment, gdzie - jak w utworze „Piorun” - pojawia elektryczność.

[Hubert] A jak sobie radzisz z krytyką?

Wiesz co? Trudno mi ocenić, czy dobrze, czy źle. Generalnie dużo słyszałem bardzo niepochlebnych opinii na temat swoich tekstów i tego co robię. Co ciekawe to mnie jakoś tak wzmacnia i powoduje, że mam jeszcze większe przekonanie, że to co robię jest dobre. A wiadomo, że nie ważne jak się mówi, ważne, że się mówi. Że się właśnie napędza tę w cudzysłowie „publicity”. Często spotykam się z jakimiś opiniami, że moje teksty są grafomańskie, że nie mam dobrej dykcji itd. Ale z drugiej strony ja się wychowałem na utworach zespołów punkowych od ‘77 roku. To słynne powiedzenie „ trzy akordy, darcie mordy” czy Szczepana „jestem Szczepan, mam syfiasty głos, nie umiem śpiewać” to są dla mnie takie kamienie milowe kształtowania się mojego podejścia do występowania na scenie. To są punkty odniesienia a nie jakieś opinie i komentarze. Dla mnie zdecydowanie atrakcyjniejsze jest zostawianie swoich dzieł w przyrodzie niż tomów recenzji i gigabajtów uczonych krytyk, a często wycieków ropy z pryszczy i zjełczałego jadu jakiegoś sfrustrowanego wkurwienia nieadekwatnego do delikatności i eteryczności czegoś takiego jak twórczość… muzyka etc. Nikt mi nie zabierze tych radości tworzenia, próbowania, i koncertowania nawet dla 15 osób. Jesteśmy artystami na scenie, tam jest publiczność, tam są wyjścia a za nimi inny świat, ludzi, którzy już na sto procent mają nas w dupie.

[Hubert] Często podkreślasz swoją odrębność, ale jednocześnie napomknąłeś coś o tożsamości. Jeśli punk ma dla ciebie jeszcze jakieś znaczenie, to jakie?

Bardzo ważne. Mój ojciec słuchał Pink Floyd, Genesis, więc pierwszy bunt przeciwko autorytetom, to był punk, nie oszukujmy się. Ale też kocham ojca (śmiech). To był taki wielki impakt, który mnie wytrącił z szyn takiego dziecka i dlatego jak mówisz o sentymencie, to sentyment mam cały czas do tej kultury. Punk jest taką ciekawą pigułką do zrozumienia. kiedy ją się wrzuci, do robienia rzeczy współcześnie ciekawych. Mimo tych swoich trzydziestu pięciu czy trzydziestu sześciu lat, od czasu pierwszych koncertów Ramones w Nowym Jorku czy wielkiego wybuchu całej sceny, punk wciąż inspiruje młodych ludzi i ma to bardzo duże znaczenie. Dzięki internetowi, dzięki nowym technologiom, dzięki temu, że laptop, programy muzyczne są tanie i łatwo dostępne, można robić muzykę bardzo prosto robiąc ją na swój sposób nowocześnie a jednocześnie jest to cały czas taki głos ludzi, którzy niekoniecznie muszą mieć wykształcenie muzyczne, ale mają jakiś tam swój bunt do wyrażenia i robią to teraz elektronicznie czy jeszcze inaczej. Źródło widzę w tej rewolucji, która się dokonała te trzydzieści parę lat temu. Rewolucji która i mnie zmieniła... Kiedy po wybuchu bomby atomowej okres połowicznego rozpadu trwa wiele lat, to i promieniowanie „punk” cały czas zakaża różne sfery kultury nie tylko tej undergroundowej - z której my wyrośliśmy - ale również i mainstreamu. Nie wiem, czy to jest kwestia mojego skrzywionego gustu, ale wydaje mi się, że to są najbardziej wartościowe rzeczy. No chyba, że ja po prostu może wychwytuje to co mnie najbardziej kręci. Ale wydaje mi się, że ten taki metaforyczny punk cały czas istnieje i ma ludziom jeszcze wiele do powiedzenia. Ten pierwiastek jest też w innych projektach, w których uczestniczę czyli TRYP i 11.

[Paweł] Tryp, nowy album, jego tytuł, bezpośrednie nawiązania do miasta/miejsca, z którego pochodzicie - a jednocześnie wyraźnie podkreślany kosmopolityzm i kreacja Kosmopolitanii - czy nie jest tak, że ta ostatnia jest utopią o potencjale wolnościowym, wskazanie drogi wyjścia, a może jej możliwości?

Tryp w moim bardzo prywatnym założeniu miał być projektem, w którym opowiadam o wszystkim z pozycji aglomeracyjnego somnambulika [ za którego się swoją droga uważam ]. 19 Wiosen od samego początku w warstwie tekstowej nawet w czasach bohaterów z ulic Łodzi to są takie aforyzmy filozoficzne, zawsze w moim życiu była to inspiracja postawą Diogenesa z beczki od czasu kiedy we wczesnym dzieciństwie przeczytałem o tym jak odpowiedział Aleksandrowi [ stąd rysunek w Jednodniówce ] 19 Wiosen Radogoszcz, Tryp Kochanówka i teraz projekt Kosmopolitanii... Masz rację to absolutna utopia. I masz rację ze jest to bardziej kreacja, pomysł artystyczny, dosyć fantasmagoryczna figura teoretyczna. Odsyłam do tego mojego quasi manifestu założycielskiego z pierwszego numeru jednodniówki "Nie mam złudzeń". Zaskoczeniem jednak jest dla mnie frekwencja na pierwszym spotkaniu w styczniu przyszło około 50-70 osób, odezwali się już kolejni prelegenci dla których. "Kosmopolityzm to idea, z którą można się jeszcze w miarę czuć uczciwie, podpisać etc." Cieszę się z takiego odzewu i wierzę w potencjał Kosmopolitanii tylko, że patrzę na to w skali czasowej daleko wybiegającej poza ramy mojego biologicznego czasu tutaj, natomiast póki mogę, to chcę pracować od podstaw nad budowaniem takich społeczności, stowarzyszeń , zapewnianiem dostępu i propagandą takich pojęć i jest to może nie droga wyjścia bo będzie takich osób bardzo mało tak jak wegetarian na przykład. Żeby móc marzyć o świecie w którym będzie miejsce dla przekwalifikowanych rzeźników, masarzy, żołnierzy itd. itp.... ale znowu... chcę umrzeć z nożem w zębach i piórem w ręku. Tworzyć we wszystkich zespołach, pisać i pomagać w rozwoju Kosmopolitanii, wolnej od Cezara Zero i jego Operatorów....którzy zasłaniają słońce.

[Paweł] Czy nie jest to sposób na odcięcie się od oficjalnych ideologii i narzucanych przez nie sposobów wypowiadania się / funkcjonowania?

Tak, To jest postawa która przyświecała z wiekiem coraz bardziej świadomie od 16 roku życia, kiedy z fana włoskiej piosenki przeistaczałem się w fana Birthday Party, Rapemana, Sucide i Kraftwerk, Stooges, Dezertera, Po Prostu, Siekiery i Bielizny.... Dziś mając lat już 40 wydaje mi się że takie i inne działania ludzi wychowanych nie tylko na undergroundzie ale też wywodzących się z zupełnie innych sfer np. uniwersyteckich mogą być silną kontrą dla całego nacjo-patriotycznego XIX wiecznego konstruktu zalewającego jeszcze ten dzisiejszy świat. Chciałbym też żeby ludzie młodzi mieli jakieś możliwości kontaktu z czymś innym niż tylko z doraźnymi obliczonymi na krótki dystans ideami. Kosmopolityczność to w moim rozumieniu postawa która mogłaby uratować ludzkość ale jeśli nie nastąpi katastrofa nuklearna na zrozumienie tego, zrozumienie globalne potrzeba jeszcze wiele lat, a i tak nie wiadomo czy poziom intelektualny jednostek i opanowanie doprowadzą do pragmatycznego wspólnego bytowania dla dobra tej planety... wierzę że badania kosmosu i rozwój niezależnych mass mediów z dostępem do rzetelnych informacji, strach przed niekontrolowanymi przeciekami jak np. ostatnio wikileaks powoli i systematycznie doprowadzą do zamierania instytucji państw narodowych... Nie znam się na mechanizmach, nie jestem ani futurologiem ani prorokiem apokalipsy, mam średnie wykształcenie, tak naprawdę jestem miejskim obszczymurem z pragnieniem dosięgnięcia gwiazd i o tym chyba wydaje mi się cały czas od 16 roku życia właśnie piszę. Do dzisiaj i chyba tak będzie zawsze, nie osiągnąłem pełnej satysfakcji z tego jak opisałem uczucia mną targające, chciałbym móc jeszcze dokładniej i trafniej wyrażać to - potrzebuję kilkunastu płyt może książki, może komiksu żeby się lepiej i klarowniej wyrazić..., potrzebuję jeszcze dużo wolnego czasu.

[Paweł] Na uleczenie chorób, remont ducha i ciała?

Nie , nie, w to nie wierzę, bardziej na egoistyczne i próżne poczucie że niby nie dokładam się do tego całego permanentnego szmalcownictwa i szabru, ale czy jest to moralne i etyczne też wątpię, w Złym Mieście po prostu idę tą ulicą, a nie tamtą, boli mnie bardzo to wszystko i jestem bliski szaleństwa i płaczu ale nie chcę popełniać samobójstwa...Chcę wciąż walczyć nawet na przegranej pozycji ale też coraz bardziej zastanawiam się nad postawą Oskara Schindlera i może trzeba będzie zmienić to wszystko, stąd między innymi Kosmopolitania w internecie i na facebooku i w gazetach. I otwarcie się zespołów w których uczestniczę na tzw. główny nurt i uśmiechy.

[Paweł] Tutaj też nasuwa mi się kwestia języka, którym się posługujesz. Twoje teksty, sposób ich pisania, słownictwo są bardzo charakterystyczne i moim zdaniem od razu rozpoznawalne. Jakie są Twoje literackie inspiracje?

Mój język to próba mówienia w polszczyźnie takim "cynicznym" językiem, w znaczeniu z perspektywy kundla, z poziomu perspektywy beczki i opryskliwości do autorytetów w każdej dziedzinie... mówię na co dzień przecież coraz bardziej powykręcanym językiem, zdewastowanym, chorym jak rzeczywistość, zawsze odstręczało mnie od ładnego pisania, śpiewnego frazowania, spiżowej poezji i intelektualnej literatury...Nie znam biegle żadnego obcego języka raczej słabo rosyjski, zrozumiale ale ze słownikiem i bardzo powoli czytam po angielsku , rozumiem po włosku co nieco jeśli mówi się do mnie także używając gestów, stąd wszystkie moje fascynacje literaturą są za pośrednictwem tłumaczy na język polski. Pisarzy którzy mnie poruszyli najbardziej tą drogą, mógłbym wymieniać w nieskończoność na pewno to Rabelais, absolutnie "Próby" Montaigne'a, Schopenhauer, Nietzsche, Cioran, Stirner. Baudelaire miłość od dziecka do dziś! Henry Miller, Bukowski. Jean Genet i Bataille jego miniatury erotyczne i "Doświadczenie wewnętrzne" ! Kocham Science Fiction: Philip K. Dick [wszystko nawet te tzw. amfabooki], J.G. Ballard [absolutnie wszystko mi się podobało] , William Gibson [zwłaszcza trylogia "Sprawl"]. Czytałem dużo książek o tematyce holocaustu. Poszukuję odpowiedzi na pytania jak bym sam się zachowywał w takich ekstremalnych warunkach. Wszystkich wymienionych powyżej autorów czytałem między 11 a 30 rokiem życia, a w latach zerowych przeczytałem może z 50-100 książek kiedyś czytałem 200 książek rocznie i prowadziłem dziennik lektur....Teraz z powodu pracy zarobkowych mam mało czasu i wybieram tworzenie zamiast konsumpcji.

[Paweł] Rozmawialiśmy o empatii jako postawie podstawowej, najważniejszej; jednak Twoje teksty wydają się zawierać coraz to więcej ponurych wizji - czy nie dlatego projekt Kosmopolitanii wydaje się być zaprojektowanym na funkcjonowanie w przestrzeni pozaziemskiej?

Empatia i walka. Zawsze i wszędzie dla żywych istot. Przede wszystkim odwaga życiowa i potem artystyczna, to są moje priorytety raz realizowane z lepszym raz z fatalnym skutkiem, staram się, próbuję. Oczywiście scenerią jest Wszechświat!

[Paweł] Czy znów to ta świecka eschatologia, znana już z "Pustej urny"?

Nie wierzę w życie po śmierci. Więc pusta urna. Ale zostawianie po sobie płyt, książek, komiksów, wyzwalanie do ostatniego oddechu Kosmopolitanii.

[Paweł] Skąd właśnie taki, a nie inny wybór osobistości w kawałku "vip"?

Ważny jest tu Einstein, dlatego powtórzony raz. Reszta to wiadomo i przywódcy duchowi i polityk i gwiazda. Wśród nich prawdziwy i jedyny w swoim rodzaju VIP czyli Ty i Ja. Do Einsteina podchodzi później Isaac Newton z Uwaga! Człowiek ale ja go widzę cały czas jako Harpo Marxa w „History Of Mankind”

[Paweł] Czytałem na stronie musicnews.pl Twoje komentarze odnośnie tekstów z "Kochanówki": tekst "wędrówki ludów" odebrałem jednak inaczej, jako koszmar ogólnoświatowego państwa, w którym nie ma już dokąd uciekać, w którym wartości zrównują się i przestają znaczyć cokolwiek, jako ziszczenie postmodernistycznego piekła.

Ciekawa interpretacja dla mnie to też jakiś rodzaj piątej lub szóstej wojny światowej gdzie, - i tu podobnie do twojej interpretacji- następuje tylko zamiana miejsc, ale totemy są te same, jestem anty religijny choć szanuje ludzi którzy chcą w coś wierzyć dla mnie to złudzenia które blokują moje próby rozumienia wszystkiego...

[Paweł] Mam też wrażenie, że teksty z tej nowej płyty są podsumowaniem, koncentracją tego, o czym pisałeś / śpiewałeś przez kilkanaście lat, próbą przezwyciężenia siebie samego i swojej przeszłości i przejścia do czegoś nowego, zrzucenia skorupy i nowego początku.

"Pożegnanie ze światem" 19 Wiosen + "Kochanówka" TRYPA + "Cosmopolitan Opera" projektu 11 to będzie taka trylogia, którą rzeczywiście coś już zakończę. Na pewno kolejne płyty zespołów w których gram będą w tekstach poruszały czegoś innego, potrzebuję jeszcze dokończyć tę płytę z projektem 11 [może wiosną lub po wakacjach] pracować nad spotkaniami Kosmopolitanii, i dopiero kiedy wydamy "Cosmopolitan Opera", będę mógł wkroczyć naprawdę w nowy etap, albo i nie. W 2012 i 13 chcę wydać kolejne płyty 19 i Trypa Na pewno chciałbym zrzucić swoją teraźniejszą skorupę bo tego wymaga praca dla Wolnej Kosmopolitanii. Trzeba nowych kombinezonów, technika kosmiczna rozwija się w kosmicznym tempie!

Dziękuję za możliwość porozmawiania z Wami!

[Paweł Malinowski, Hubert Kostkiewicz]

recenzje 11 , Tryp w popupmusic