Wreszcie oficjalnie, w stylowym digipaku, możemy cieszyć się pierwszym materiałem Samo. Dotychczas krążył on w sieci w postaci plików mp3. Tym razem mamy krążek CD, z którego eksperymenty i skomasowane ataki eklektyzmu przyprawiają o zawrót głowy. Taka muzyka powinna być dozowana po minucie, a następnie rozpatrywana na wielu płaszczyznach. Rozkładana na czynniki pierwsze, badana, wreszcie układana po swojemu. Nie jest lekko, ale przecież nikt nie mówił, że będzie. „S1” jest niczym nieskrępowanym, sonicznym atakiem na nasze narządy słuchu. Co więcej, zalety tego materiału poznajemy przy dużej głośności. Selektywność raz wydaje się zbawieniem, innym razem natłok wrażeń może być trudny do wytrzymania. Połamane i powykręcane struktury to na tym albumie codzienność. Jeśli Meshuggah, Ion Dissonance czy Crowpath są aktualnie na playliście, a ich intensywność nie jest strzałem w nasze szare komórki, to Samo znakomicie wpisze się w to doborowe towarzystwo. Tak gra polski zespół, a co ważne to nie koniec, bo na ten rok zapowiadany jest świeżutki wypiek z obozu Samo. Tym razem ze Stanisławem Wołonciejem (Egoist, Słonina) na wokalu. Zapowiada się nieźle.
[Marc!n Ratyński]