polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
Enchanted Hunters Peoria

Enchanted Hunters
Peoria

Niezależnie od tego czy nagrań Enchanted Hunters słucha się w wersji demo, na koncertach czy w sfinalizowanej wersji na „Peori”, najważniejsze w ich muzyce są przede wszystkim wokale. Dwóch tak niesamowitych głosów jak ten Gosi Penkalli i Magdy Gajdzicy nie było mi dane wcześniej słyszeć nad Wisłą, a i z najciekawszymi wokalistkami spoza naszych granic, mogłyby bez kompleksów stanąć w konkury. Ten półgodzinny album to lekko utkane akustyczno-folkowe melodie, bardzo oszczędne, wykorzystujące gitarę, skrzypce czy flet. I co najważniejsze, bronią się bez jakiejkolwiek postprodukcji (stąd nadmiar pracy Michała Kupicza w postaci przesadnej elektroniki czy bitów, wydaje mi się zbędny). Te utwory są krótkie i takie właśnie mają być, bo doskonale wyczerpują świetnie zaaranżowane, muzyczne pomysły. Weźmy chociażby taki „Moebius Kite”, najlepsze na tej płycie studium głosów obu wokalistek – 70 sekund w zupełności wystarcza, zresztą zaraz będziemy chcieli do tego wrócić. Czasem brakuje tej płycie płynnej narracji i pojawia się wrażenie że to bardziej zbiór utworów, niż pełnowymiarowy album, ale to chwilowe odczucie. „Peoria” to przejmująco piękna muzyka, nawołująca z lasu, pełna magii, może trochę przypominająca pogańskie obyczaje, ale także pełna niesamowitych tekstów, o które wśród polskich zespołów niełatwo. Bo przecież rzadko kiedy możemy słuchać opowieści o miłości, inspirowanych szronem na oknie czy dywagacji nad sensem istnienia przez pryzmat małej biedronki. Rewelacja.

[Jakub Knera]