Wydaje dużo, zarówno sam jak i z innymi muzykami. Chociaż projekt Micromelancolié istnieje już od wielu lat, wydaje się że dopiero w ciągu kilku ostatnich miesięcy, wyraźniej zaznaczył się na polskiej scenie. Robert Skrzyński tworzy muzykę bazującą na ambientowej mgle, nagraniach terenowych i nastrojowych, rozwlekłych drone'ach. O tym co go inspiruje i o najnowszych wydawnictwach, przeczytacie poniżej.
Jakub Knera: Czy przed przystąpieniem do tworzenia materiału, przyświeca ci jakaś myśl czy całość dzieje się bardzo spontanicznie? Na ile improwizacja jest dla ciebie istotna, jak bardzo ten aspekt decyduje o kształcie nagrań?
Robert Skrzyński: Coraz częściej przed przystąpieniem do pracy nad nowym materiałem przyświeca mi myśl przewodnia, nie ukrywam jednak, że część wcześniejszych nagrań była tego pierwiastka pozbawiona i powstała w wyniku łączenia ze sobą zagranych spontanicznie elementów. Jeśli chodzi o improwizację, dużo ćwiczę z no-input mikserem i efektami. Każdą próbę nagrywam, a z zarejestrowanego materiału staram się wydobywać tylko interesujące fragmenty, reszta jest wynikiem przemyślanych zabiegów.
Pytam o to z perspektywy płyty It Doesn't Belong Here, która w założeniu jest próbą dodania do twojej twórczości elementów tradycyjnych pieśni pochwalnych, weselnych i pogrzebowych. Jaki był pomysł na ten materiał?
Przy okazji pracy nad albumem #p st-m d rn_summertime dotarłem do pokaźnego archiwum (udostępnionego w domenie publicznej) właśnie takich nagrań. Ładunek emocjonalny oraz doza nostalgii jaką niosą ze sobą te utwory, skłoniły mnie do podjęcia prób rozłożenia ich na części pierwsze i sprawdzenia co jeszcze mogą w sobie skrywać. Rewelacje okazały się na tyle ciekawe, że popchnęły mnie do rozpoczęcia prac nad płytą zainspirowaną tym, co udało mi się usłyszeć "między dźwiękami" oraz płytą po trosze, zawierającą ducha starych pieśni przez wzgląd na użyte w niej strzępki nagrań.
Te sample i nagrania są dosyć mocno „przemielone”. Ważne jest dla Ciebie aby dźwięk na płycie przypominał w jak najmniejszym stopniu materiał wyjściowy?
"Nierozpoznawalność" źródła jest dla mnie bardzo ważna! Podobnie rzecz miała się z video nad którymi pracowałem kilka lat wstecz. Zależało mi aby materiał użyty na wejściu, zyskiwał całkiem nowy wygląd i znaczenie na wyjściu. Kiedy sięgam po fragmenty innych utworów, zawsze staram się zadbać o to aby udostępnione były na odpowiedniej licencji, umożliwiającej mi nie tłumaczenie się z ich wykorzystania. Interesują mnie naprawdę krótkie próbki. Podczas tworzenia próbuję zrobić wszystko aby ich finalna forma całkowicie różniła się od pierwotnej. Zdarza się, bardzo rzadko ale zdarza się, że sample są w ogóle nie modyfikowane - w takich wypadkach, sposób i zasady ich użycia są omawiane z ich twórcą.
W jakim stopniu wykorzystujesz field recording – na ile jest on dla ciebie istotny a na ile to dodatek, ornament?
Nagrań terenowych używam często. Ich znaczenie i zastosowanie jest uzależnione od kontekstu w jakim powstaje dana kompozycja. Czasem stanowią trzon utworu bez którego, jego istnienie byłoby nieuzasadnione, a czasem są tylko dodatkiem, ozdobą. Niezależnie od tego, w jakiej roli występuje użyte nagranie, zawsze zależy mi na tym aby bardziej uzupełniało, wpisywało się w nastrój, który staram się zbudować, bądź pomagało unaocznić emocje jakimi staram się operować niż aby odgrywało pierwotnie przypisaną sobie rolę/funkcję.
Field recording nieodłącznie wiąże się z samplami – jakie stosujesz do nich podejście, na ile starasz się aby Twoja muzyka była bądź nie była złożona z sampli?
Staram się, aby moja muzyka była złożona z sampli. Chcę aby każdy utwór opowiadał konkretną historię, stanowił spójne połączenie przetworzonych sampli, nagrań terenowych oraz wszystkich usterek, klików, szumów i mikro eksplozji których można doszukać się badając odpowiednio dogłębnie rozmaite próbki dźwięku. Field recording traktuję w rozmaity sposób. Czasem używam surowych ścieżek, czasem je modyfikuję. Używam też cut-up'owych technik celem uzyskania dynamicznych kolaży. Wszystko zależy od kontekstu w jakim materiały zostaną osadzone.
Jakie znaczenie mają dla ciebie dźwięki generowane na instrumentach lub laptopie w kontrapunkcie do nagrań terenowych? Dobre uzupełnianie się tych dwóch nurtów słychać na płycie Microflvrscnce. Czy to wyłącznie zasługa Rossa Devlina czy sam wyznaczasz sobie z góry jakieś założenia?
Plamy, drone'y, linie melodyczne czy wszystkie elektroniczne faktury, efekty powstałe przy użyciu komputera, instrumentów czy obiektów, doskonale uzupełniają się z nagraniami otoczenia. Nie wyobrażam sobie aby w kontekście muzyki jaką przygotowuję mogły funkcjonować oddzielnie.
Zależnie od roli jaką te drugie stanowią w utworze, zmianie ulega środek ciężkości. Raz mogą uzupełniać warstwę elektroniczną, innym razem preparowane ścieżki dopełniają atmosferę zarejestrowaną w nagraniu. Pracując z Rossem, zawsze staramy się wyznaczyć sobie ograniczenia, omówić efekty jakie chcemy wspólnie osiągnąć. Myślę więc, że to co udaje nam się stworzyć w nagraniach Microflvrscnce, jest efektem wspólnej pracy.
Regularnie współpracujesz z wieloma innymi artystami – jak postrzegasz taką wymianę myśli i doświadczeń. Na ile istotne jest dla ciebie współtworzenie innych projektów?
Fakt, regularnie wymieniam dźwięki z dwójką twórców. Wymienionym przez ciebie Rossem Devlinem oraz z Sindre Bjerga. W planach są również kolejne nagrania z Mią Zabelką oraz Mateuszem Wysockim. Mam nadzieję, że współpraca z tymi świetnymi artystami, również nabierze regularnego charakteru.
Twórcze działania z innymi ludźmi są dla mnie istotne z kilku powodów: mam okazję wymienić się doświadczeniami związanymi z pracą nad dźwiękiem, mam również szansę na pokonanie pewnych barier i ograniczeń, których ilość wraz ze zdobytym doświadczeniem paradoksalnie rośnie zamiast maleć! Nowo zdobytą wiedzę, wykorzystuję przy pracy nad solowymi nagraniami. Współpraca z innymi to świetna okazja na odświeżenie i przedefiniowanie własnego podejścia do tworzenia dźwięku.
Swoje kolejne wydawnictwa wydajesz bardzo szybko. Co powoduje aż taką płodność? Jak wpływa to na odbiór Twojej twórczości?
Za sprawą tego, że staram się współpracować z małymi, niezależnymi wytwórniami, daty wydania poszczególnych tytułów są bardzo płynne. Pojawia się dużo opóźnień i niespodziewanych zwrotów akcji. W jednym miesiącu, w przeciągu kilku dni potrafią ukazać się trzy kasety i jeden CD-R!
Wiesz, to wygląda dość absurdalnie ale nic nie poradzę. Nie jest to również spisek wydawców.
To jest tak, że z jedną tłocznią umawiam się pod koniec 2011 roku na wydanie albumu, które będzie miało miejsce pod koniec roku 2012 - mają tak zapchany grafik nadchodzących wydawnictw, że wcześniejsze daty nie wchodzą w grę. Po drodze zabieram się za nowe nagrania, za kolejne pół roku otrzymuję propozycję przygotowania utworów w duecie dla innej stajni, zamykamy materiał, kończę solo, ktoś ma opóźnienie, kto inny decyduje się wydać coś wcześniej i historia kończy się tak, że wszystkie zaległe i planowane nagrania ukazują się w jednym momencie. Nie do końca wiem jak to wpływa na odbiór ale póki co, nikt się nie skarży, przynajmniej nie mnie osobiście.
Natomiast, zależnie od zasięgu labelu czy ilości wydanych kopii, dystrybucji itp. pewne wydawnictwa przechodzą kompletnie niezauważone, podczas gdy inne, cieszą się niespodziewanym zainteresowaniem. Oczekując na ukazanie się kasety przez dwa lata z okładem, można dużo przemyśleć, w efekcie czego, zrezygnować w międzyczasie lub być kompletnie niezadowolonym z zawartości materiału, który ukazał się z tak dużym opóźnieniem.
Nie wiem czy mogę nazywać siebie twórcą płodnym, myślę natomiast, że z powyższych powodów, mogę myśleć o sobie jako o wykonawcy często wydawanym (śmiech).
Muzyka, którą grasz wymaga skupienia i bazujesz raczej na projektach tworzonyych samodzielnie, w domu. Jak to postrzegasz, i – wracając do poprzedniego pytania – na ile ma dla ciebie w tworzeniu w pojedynkę, całkowita samodzielność i zrobieniu materiału tak jak chcesz a na ile ważna jest współpraca i kompromis?
Część materiałów nagranych we współpracy z innymi artystami ocierała się wręcz o tyranię z mojej strony. Chciałem panować i mieć kontrolę nad wszystkim! Począwszy od doboru dźwięków, na tytułach utworów, płyt i okładkach skończywszy. Na szczęście trafiłem na osoby, które udowodniły, że ich podejście i zaangażowanie jest równie ważne, a pomysły równie wartościowe. Jak wspominałem, cały czas się uczę, staram się analizować, wyciągać wnioski z każdej interakcji w jaką wchodzę.
Odczuwam olbrzymią zmianę w podejściu do ludzi z którymi pracuję oraz do tego, co mają do zaoferowania oni oraz co mogę dać z siebie ja. Cały czas uczę się słuchać innych oraz dokładnie wyrażać każdą myśl jaką mam do przekazania. Bez odpowiednio sprawnej komunikacji, równie dobrze mógłbym nie zapraszać nikogo do wspólnych nagrań.
Dostrzegłeś więc plusy pracy w duetach.
Bardzo długo byłem zwolennikiem teorii głoszących, że izolacja i pełne oddanie się pracy są jedynym słusznym podejściem do samodoskonalenia się. Rzeczywistość i czas pokazały, że mimo najszczerszych chęci, to właśnie praca z innym człowiekiem, a nie studiowanie w samotności, daje mi najwięcej energii i motywacji. Dzięki wymianie doświadczeń, uczę się najszybciej i najsprawniej. Relacje osób, które miały okazję usłyszeć materiał, który jakiś czas temu skończyliśmy wraz z Fischerle, potwierdzają jednogłośnie, że brzmi on całkiem inaczej niż nasze solowe dokonania. To niezły dowód na to, że podczas wspólnej pracy zarówno Mateusz, jak i ja, odkryliśmy i nauczyliśmy się kilku pożytecznych rzeczy.
Praca w domu daje także duży komfort.
Home recording jest jedyną formą pracy nad dźwiękiem jaką znam, nigdy nie byłem w profesjonalnym studio, nie pracowałem na innych urządzeniach niż te które samemu udało mi się skompletować, nie mam żadnego punktu odniesienia. Cieszy mnie natomiast to, że mogę rozpoczynać i kończyć pracę o której chcę, nikt na nic nie naciska, utrzymanie domowego "studio" mieści się w cenie czynszu. Pod wieloma względami, układ wydaje się być idealny. Jest w tym co robię dużo amatorszczyzny ale jest również bardzo dużo radości i satysfakcji, kiedy uda się osiągnąć zamierzony efekt. Lubię pracować sam, ale tylko dzięki doświadczeniom wyniesionym ze spotkań i pracy z innymi ludźmi, mogę mówić o wyraźnych postępach i rozwoju.
Zdecydowana większość twoich wydawnictw ukazuje się na kasetach. Czy to ma dla ciebie znaczenie? Nośnik wpływa na dźwięk znacząco. Jak format wpływa w tym wypadku na jakość dźwięku i charakter całej muzyki?
To, że moje nagrania ukazują się na kasetach magnetofonowych ma dla mnie duże znaczenie z kilku powodów. Lubię w taśmach to, że można wydawać na nich bardzo krótki materiał bez żadnej straty dla nośnika. Urzeka mnie to, że jedynym ograniczeniem przy oprawie graficznej i opakowaniu kasety jest tylko i wyłącznie wyobraźnia. Przy niewielkim nakładzie finansowym można wypuścić w świat naprawdę niesamowite obiekty kolekcjonerskie! Ponadto wydaje mi się, że nic nie angażuje i nie wciąga tak mocno w aktywne słuchanie muzyki jak odtwarzanie jej z taśmy magnetofonowej lub wosku. O ile wyłączanie płyt CD, beznamiętne zmienianie, przewijanie plików nie wywołuje we mnie specjalnych emocji, o tyle nie mam takiej śmiałości w stosunku do kaset.
A co z jakością dźwięku?
Masz rację, nośnik ten wpływa na jakość dźwięku znacząco i czasem jest to nieznośne! Coraz częściej staram się zwracać uwagę na to żeby kasety z moimi nagraniami były duplikowane w sposób fachowy. Z drugiej strony, często są to wytwórnie DIY, ja sam jestem amatorem, któremu estetyka usterki jako jedna z idei, przyświeca podczas tworzenia muzyki. Więc home dubbing czy zniekształcenia i ograniczenia wynikające z formatu, dodają jej specyficznego uroku.
Słyszałem cię już na kilku koncertach. Opowiedz proszę czy wymagają one od Ciebie jakiegoś specjalnego przygotowania? Na ile bazujesz na stworzonych samplach, a na ile wszystko generujesz na żywo? Nie korzystasz z laptopa - czy to dla Ciebie ważne i znaczące?
Bazę dla moich koncertów stanowią spreparowane wcześniej ścieżki. Oprócz dwóch samplerów, generuję sprzężenia i drone'y z pomocą no-input mixera, podpiętego pod procesor efektów oraz zepsutego dyktafonu, który sam z siebie emituje potworny hałas. Odtwarzam też część nagrań terenowych z telefonu. On rejestruje rzeczywistość w bardzo specyficzny sposób ale także zapisuje ją w formacie, którego nijak nie mogę z niego eksportować. Siłą rzeczy, również stanowi część instrumentarium. Do każdego koncertu staram się odrębnie przygotować. Spreparować nowe ścieżki aby każdy set brzmiał inaczej. Myślę, że to uczciwy układ na płaszczyźnie twórca - odbiorca.
W zamian za to, że nie wszytko jestem w satanie wygenerować na żywo, zawsze staram się zaskoczyć słuchacza nowymi rozwiązaniami czy niespodziankami dźwiękowo-wizualnymi. Nie używam komputera podczas występów, ale lubię laptopy, traktuję ja jakpełnoprawne instrumenty. Gdybym lepiej radził sobie z obsługą kontrolerów midi, chętnie używał bym jednego na scenie (śmiech).
[Jakub Knera]