Robin Storey kończy w tym roku pięćdziesiątkę, ale ja powracam, z lekkim poślizgiem, do reedycji jednej z najbardziej znanych jego płyt. Otóż ubiegły rok przyniósł nowe wydanie The Fires Of The Borderlands, stylowo zapakowanego w podwójny digipak z logo Zoharum. Pierwotnie album wydał w 1998 roku amerykański pododdział Release Entertainment, kiedyś robiący za ostoję tego, co nie mieściło się w ekstremalnym katalogu Relapse. Po 16 latach dostajemy reedycję płyty wzbogaconą o drugi dysk z zapisem blisko czterdziestominutowego występu Storeya dla rozgłośni KFJC 89.7FM z San Francisco z 1996 roku. To nagrania bardziej organiczne, o zwiększonej dynamice i bogatszej palecie barw. Natomiast podstawowy program The Fires Of The Borderlands to już zdecydowanie bardziej głębokie i hipnotyczne struktury, delikatnie przyozdobione etnicznymi dodatkami, choćby w takim "Cires Divam". Jednak już następny - "Snake Of Earth" - przytłacza powtarzalnością, by w finale jednak niespodziewanie zgasnąć. Zgiełk i ucieczka przed palącymi promieniami słonecznymi ("Deserted Shadows"), podskurny niepokój ("Circling Globes"), czy wreszcie złapanie pełnego oddechu w oazie spokoju ("A Softer Light"). Pustynny piasek dostaje się wszędzie, tak jak i muzyka Rapoon przenika przez sztuczne podziały i bariery, bo przecież nieistotne jest jej ostateczne zaszufladkowanie, ale to, jak oddziałuje na słuchacza. Rapoon tka tę swoją formę w sposób niemal mistyczny. Wystarczy raz wejść do świata Storeya, aby na dobre zatracić się w tej tajemniczej aurze.
[Marc!n Ratyński]