Australijskie trio Roil tworzą Chris Abrahams, Mike Majkowski i James Waples, a ich już trzecie wspólne nagranie ukazało się na koniec minionego roku w ambitnej litewskiej wytwórni No Business, mającej zresztą sporo innych ciekawych nazwisk w swoim katalogu. Osoba Abrahamsa naturalnie budzi skojarzenia z jego The Necks – z jednej strony słusznie, bo operuje się tutaj dość podobnymi środkami, a jego filozofia do pewnego stopnia pozostawia swój ślad. Wyczuwalny jest oszczędny styl budowania napięcia, pewne zawieszenie dźwiękowej tkanki i minimalistyczne tendencje, z drugiej strony to muzyka o zupełnie innym wydźwięku: bardziej skondensowana i nielinearna, ruchliwa, intensywna i zwracają uwagę niewypolerowaną, dość kanciastą formą. Zmierzenie się z Raft of the Meadows jest swoistą wędrówką przez poplątany labirynt, bo chociaż zespół brzmi chwilami dość klasycznie, niczym poukładane fortepianowe trio, to na ogół tylko pewien punkt wyjścia, przystanek, od którego rozpoczynają się kolejne zwroty, jakich zresztą funduje nam to nagranie wiele. Paradoksalnie jednak, w wielu momentach nie doświadczamy prowadzenia tej muzyki do przodu – kluczowy jest tu element zawieszenia, wypełnianego przez wszechobecne repetycje, pojedyncze, miarowe pulsy, maźnięcia smykiem i hipnotyczne tremola kontrabasu oraz często statyczną grę Waplesa na talerzach. I chociaż na powtarzalnych zagraniach Roil opiera się często i gęsto, siła oddziaływania pozostaje zdumiewająco duża. Nie uwodzi łagodnością, urokliwą dyscypliną, wręcz przeciwnie – jest w niej sporo dezorientującej nerwowości, jaka słuchacza może chwilami wręcz irytować, a takie kompozycje jak „Life Event Kit” i późniejszy „Multiplier” są tutaj jej wyrazistym ukoronowaniem. Na pewno Raft of the Meadows nie będzie więc muzyką tła, która zaczaruje gładkością i nieinwazyjnie przeminie, bardziej zaś neurotycznym sountrackiem do czynności niecodziennych i z gatunku tych nerwowych właśnie. Dobra płyta do wielokrotnej kontemplacji.
[Marcin Marchwiński]