polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
Nisennenmondai Live at Clouds Hill / N'

Nisennenmondai
Live at Clouds Hill / N'

Dwa nowe wydawnictwa prezentujące wariacje na temat materiału, a przede wszystkim sposobu grania charakterystycznego dla Nisennenmondai w ostatnich dwóch latach i pierwotnie zawartego na albumie N. To dotychczas najbardziej minimalistyczny, zredukowany, wyzbyty ornamentów styl gry japońskiego tria. Pisałem o tym już wielokrotnie, ale warto napisać ponownie, bo obie płyty pokazują, że w tym pozornie wąskim obszarze jest pole do wielu wariacji – być może adresowanych i zauważalnych głównie dla sympatyków zespołu, ale to nawet dobrze. Bądź co bądź mamy do czynienia z nieprzypadkową i nie poszukującą poklasku muzyką. Live at Clouds Hill to album zarejestrowany live, ale w studio Clouds Hill Recordings w Hamburgu. Nisennenmondai wydawało już koncertowe nagrania na CD-Rach i jest to praktyka słuszna – to rewelacyjny koncertowy skład, doskonale ze sobą zgrany i na żywo wznoszący swoją muzykę o poziom wyżej. W tym wypadku materiał z N brzmi nieco cieplej, bardziej ludzko a mniej mechanicznie, choć precyzję repetycji i kontrolę dźwiękowego planu zespół realizuje z równym pietyzmem, jak w studyjnej wersji. Perełką jest „Mirrorball”, jedyny starszy utwór (z Destination Tokyo) znajdujący się w koncertowym programie po N, w przearanżowanej, zredukowanej wersji. Imponująca jest też jakość realizacji nagrania – brzmienie jest selektywne w dobrym słowa znaczeniu, bardzo żywe. Jeśli wersja studyjna N budzi w dużej mierze podziw, to koncertowa bardziej euforię i ekstazę, utwory odrywają się od oryginalnych szkieletów w spektakularny trans. Odlot.

N’ to bardziej niespodziewany ale też bardziej hermetyczny koncept – alternatywne studyjne wersje całego materiału z N, jeden nowy utwór i dwa remiksy autorstwa Shackletona (które ukazały się równolegle na winylu w jego labelu Woe to the Septic Heart). Zawarte tu wersje numerów z N są jeszcze bliższe konwencjom muzyki elektronicznej – od brzmienia stopy i zredukowanie dźwięczenia talerzy do twardych cięć, przez artykulację basu, po wyżej wyciągnięte i kwaśniejsze zapętlane, połyskliwe gitarowe figury. N pierwotnie wydawało się albumem minimalistycznym i niby-elektronicznym, ale na tle N’ brzmi niemalże rockowo. Nowe wersje to dopiero twardy minimal. Dodatkowy utwór, zatytułowany po prostu „B-4”, to krótsza i utrzymana w jeszcze wyższych tempach realizacja analogicznego ćwiczenia. Ciekawe nagranie, pokazujące, że jak w oszczędnej, ale intensywnej formule Nisennenmondai decyzje dotyczące detali zmieniać mogą całościowy obraz. I że może być on wręcz przytłaczający. Remiksy Shackletona („A’” i „B-1’”) przynoszą więcej melodii, warstw i zmian temp niż cały wcześniejszy program. Shackleton zwalnia całość i źródłowe ścieżki traktuje momentami jako elementy wkomponowywane. Co w sumie nie dziwi, bo przecież u niego cała rytmika obywa się bez ciężkich bębnów, a zwłaszcza na tej płycie Japonek wszystko twardo dudni. Dodaje też trochę swoich charakterystycznych syntezatorowych figur i arpeggiów. Rezultat jest całkiem udany i pozwala na miękkie lądowanie po wcześniejszej kanonadzie.

[Piotr Lewandowski]