Mirza Tarak to płyta debiutancka, jednakże nie stoi za nią debiutant. Trębacz Olgierd Dokalski na przestrzeni ostatnich lat wydał kilka bardzo ciekawych płyt z formacjami kIRk, Daktari, Msza Święta w Altonie. Jest też aktywnym uczestnikiem warszawskiej sceny muzycznej. Przyznam, że czekałem na ten album i miałem wobec niego spore oczekiwania, które tylko do pewnego stopnia zostały zaspokojone.
Mirza Tarak zanurzony jest w interesującym kontekście, odwołuje się do historii duchowej przemiany tatarskiego przodka Dokalskiego, Jakuba Buczackiego, który żył na przełomie XVIII i XIX wieku. Album niejako ilustruje barwne losy Buczackiego, przede wszystkim jego podróż do Mekki. Dokalskiemu towarzyszy czteroosobowy zespół, z którego najbardziej wyróżnia się wokalistka Antonina Nowacka (znana z duetu WIDT). Jej charakterystyczny, lamentacyjny głos dominuje niemalże w każdym z 9 utworów na tyle, że w pewnym momencie można się zastanawiać czyja to tak naprawdę solowa wypowiedź. Nowacka jest wokalistką ciekawą, jednak dysponującą dość jednorodnym, hermetycznym, a na dłuższą metę monotonnym stylem śpiewu. Wypada on dobrze, gdy zna umiar (jak w utworach „Problem sam się naprawia”, „Iluminacja”, „Mizogin”, czy „Nie zapomnisz mnie”). Album wypełniają nastrojowe kompozycje z pogranicza jazzu i folku o bliskowschodnim posmaku, kolorowane bardzo subtelną, trochę dubową elektroniką (w tej roli Michał Kołowacik, czyli Echo Deal). Sądzę, że wyszłoby materiałowi na dobre gdyby proporcje głosu Nowackiej i brzmieniowych ingerencji Kołowacika się odwróciły. Same partie Dokalskiego są wyraziste, melancholijne, trochę retro, słychać dużą wrażliwość melodyczną, jednak w większości utworów trębacz jest wycofany, ustępuje pola zespołowi, lub zwyczajnie ginie pod wszędobylskim wokalem.
Ostatecznie Mirza Tarak to płyta ciekawie pomyślana, z kilkoma wyróżniającymi się utworami i choćby dla nich warto po nią sięgnać. Jednakże w moim odczuciu album, jako całość, niestety rozczarowuje na poziomie dystrybucji akcentów.
[Krzysztof Wójcik]