Lider zespołu Blixa Bargled wyznał po latach, że wokalistą został tylko dlatego ponieważ miał wygląd artysty i nie umiał grać na żadnym instrumencie. A ponieważ reszta zespołu także nie wykazywała większych muzycznych zdolności wpadli na pomysł nader osobliwy: w miejsce zwykłych konwencjonalnych instrumentów pojawiły się koła zębate, blachy faliste, młoty, piły, wiertarki, blaszane beczki, odgłosy pracujących silników, sprężyny i wszelkie inne metalowe akcesoria. Zamysł był prosty: stworzyć maksymalnie odjechany, hipnotyczny hałas do którego Blixa mógł dodać swój głos (a raczej dziki wrzask). Hałas ów miał symbolizować upadek starego porządku na gruzach którego miała powstać zupełnie nowa muzyczna jakość. Tak powstała rewolucyjna płyta "Kollaps", która była świadectwem niebywałej kreatywności całego ówczesnego industrialnego ruchu początku lat 80-tych. Dziś już niewiele z tego zostało, Blixa wraz z zespołem rozsmakował się w hipnotycznych balladach a godnych następców jak nie było tak nie ma. Trudno mieć żal do muzyków o modyfikacje brzmienia, w końcu nie można mieć pretensji do dziecka, że rośnie. Zresztą w obecnych czasach samo pojęcie "industrial" nabrało niemal karykaturalnego znaczenia gdyż kojarzy się z zespołami typu Nine Inch Nails (nawiasem mówiąc to świetny band), które mają tyle wspólnego z industrialem co Evanescence z gotykiem. Mniejsza jednak o to. Całkiem niedawno Einstűrzende Neubauten przypomniało jak to się wszystko naprawdę zaczęło. "Kalte Sterne" to zbiór wczesnych, od dawna niedostępnych singli z samego początku działalności zespołu.
Nagrania te nawet dla wiernych fanów zespołu mogą okazać się sporym zaskoczeniem. Obrazują bowiem okres w którym zespół dopiero kształtował swój niepowtarzalny styl. Stąd też dość znaczna ilość utworów ma całkiem konwencjonalne instrumentarium z gitarą i tradycyjnymi instrumentami perkusyjnymi na czele (utwór tytułowy czy też "Zuckendes Fleisch"). "Na szczęście" użyto ich dość niecodzienny sposób, zaś w kolejnych utworach odzywają się znajome dźwięki wiertarki ("13 Loecher - Leben Ist Illegal") i blach ("Pygmaeen") które potwierdzają wschodzący geniusz zespołu. Kolejny utwór "Schwarz" jest już zapowiedzią psychotycznych arcydzieł na miarę słynnej "Armenii" z przeszywającym krzykiem Blixy i fabrycznymi odgłosami zwiastującymi nadejście nieuchronnej apokalipsy. Najbardziej zaskakującym utworem jest jednak "Thirsty Animal" z angielskim tekstem, kobiecym wokalem, zapętlonym bitem i gitarowym riffem będącym parodią konwencjonalnej muzyki rockowej. Dziewięć minut transowej ekstazy okraszonej sprzężeniami i kontrolowanym hałasem. Rewelacja !
Właściwie to patent jaki wymyślili na swoje brzmienie jest dziecinnie prosty, nikomu jednak nie udało się nigdy wyczarować tylu emocji z tak odhumanizowanych "instrumentów". Nawet takie krótkie szkice piosenek jak "Ehrlicher Stein" emanują dziką, pierwotną siłą, zdolną rozsadzać ściany. Kiedyś wśród fanów zespołu krążyła opowieść o tym jak F.M Einheit podczas jednego z performanców grupy przewiercił się wiertarką do restauracji piętro niżej. Można sobie wyobrazić jakie miny mieli szacowni goście. Polecam zatem tę płytę tym wszystkim niedowiarkom, którzy na samą nazwę zespołu robią jeszcze gorsze grymasy. Bo fanom tych frykasów specjalnie zachwalać nie trzeba.
[Marcin Jaśkowiak]