polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
JAMIE LIDELL Jim

JAMIE LIDELL
Jim

Przy okazji trzeciej solowej płyty Jamie Lidell czyni ruch wyprzedzający i sam wskazuje na najważniejsze inspiracje, wyznaczające stylistyczny kontekst albumu - są nimi klasyczny soul, r'n'b i funk, z ich rozwiązaniami kompozycyjnymi, srebrzystymi klawiszami, pulsującym basem, żywiołową perkusją, wszechobecnymi chórkami i niezapomnianą manierą wykonywania ballad. Również wokalnie Jamie odnosi się do idoli owych czasów, puszczając oko do Jamesa Browna, Sly'a Stone, Ottisa Reddinga czy Marvina Gaye - wymieniać można dłużej, ale po cóż powtarzać rzecz oczywistą? Ważne, że "Jim" idealnie wpisuje się w ewolucję Lidella, zapoczątkowaną spazmatycznymi elektronicznymi początkami okresu "Muddlin' Gear" i Super_Collider, kontynuowaną za sprawą"Multiply" sprzed trzech lat, które na tle niemalże akustycznego "Jima" nagle jawi się jako cholernie elektroniczny album. Przemianom estetycznym towarzyszy przy tym zdumiewający rozwój umiejętności wokalnych Lidella oraz doprowadzenie do perfekcji piosenkowego wymiaru kompozycji Jamie'go - "Jim" jest bowiem istną skarbnicą zabójczych melodii, chwytliwych przejściówek, porywających aranżacji i smakowitych detali. Aż chciało by się zakrzyknąć, Panie i Panowie, oto idealna płyta na nadchodzące lato i do szampańskiej zabawy! Można i zatańczyć, i się poprzytulać.

I byłoby to z jednej strony prawdą, a z drugiej okrutnym zubożeniem nowej propozycji Lidella. Artysta, który rozpoczynając od muzyki na wskroś nowoczesnej i wręcz agresywnej, stopniowo odnalazł się w brzmieniach retro, lecz bynajmniej nie zarzucił ambiwalencji w swej twórczości. Cementując współpracę z Mockym, który jest tutaj wskazany jako współautor większości z dziesięciu utworów, oraz Gonzalesem (ten przyczynił się do dwóch), Lidell uformował jeden z najbardziej frapujących i prowokatorskich teamów producenckich współczesnej sceny. Doskonała żonglerka konwencjami, zabawa cytatami na pograniczu powagi i genialny zmysł kompozycyjny owocują fantastycznymi piosenkami, uwalniającymi wokal Jamiego i eksponującymi jego niejednoznaczne teksty. Niedopowiedzenie i otwarta przestrzeń interpretacyjna dodają tym iluzorycznym piosenkom o miłości drugiego dna, sprawiając, że "Jim" jest wyjątkową płytą rozrywkową, która ma wszelkie predyspozycje ku temu, by się długo nie zestarzeć.

[Piotr Lewandowski]

recenzje Jamie Lidell w popupmusic