polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
Broken Bells Broken Bells

Broken Bells
Broken Bells

Zarówno James Mercer (The Shins) jak i Brian Burton aka Danger Mouse gościli na okładkach naszego periodyku, więc ich wspólny projekt wydawałby się murowanym kandydatem na kolejną. Niestety, choć muzyka Broken Bells opiera się o atuty obu indie-gwiazd, to prezentuje je od najbardziej oczywistych stron i nie wnosi nic nowego do dorobku żadnego z panów. Płyta zdaje się kontynuacją tendencji sygnalizowanych przez Mercera na ostatniej płycie The Shins (wobec odejścia dwóch muzyków z oryginalnego składu, ciężko prognozować czy doczekamy się kolejnej) – melodii i tekstów bardziej gorzkich niż słodkich, syntetycznego podrasowania gitarowych zrębów piosenek. Te wzmocnione są przez Danger Mouse’a smyczkami, dęciakami i przyprawione jego charakterystyczną, trochę retro, produkcją.

Choć wokalne harmonie są bezbłędne, melodie wpadają w ucho, kilka drobiazgów cieszy – np. Mercer śpiewający „The Ghost Inside” falsetem jakiego dotychczas w jego wydaniu nie słyszeliśmy, filmowy walczyk  w „Sailing to Nowhere” czy japoński posmak aranżacji zamykającego płytę, nasączonego The Cure „The Mall & Misery” – to album jest banalny. Zabiegi Danger Mouse’a są strasznie przewidywalne, a aranżacje, w porównaniu choćby do The Shins, kompletnie przezroczyste. Nawet spleen, który mógłby połączyć obu panów, zdaje się powierzchowny. W efekcie dostajemy płytę, której fajnie się słucha, powiedzmy, przy śniadaniu, ale już wychodząc z domu się o niej nie pamięta.

[Piotr Lewandowski]