polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
PANDA BEAR Tomboy

PANDA BEAR
Tomboy

Nie uważam „Person Pitch”, poprzedniej płyty Panda Bear, za arcydzieło i płytę przełomową (chociaż jest ważnym punktem na mapie współczesnej muzyki), a jego ubiegłoroczny koncert na Primavera Sound był jednym z najgorszych, na jakich byłem w życiu. A jednak „Tomboy” jest dla mnie dziełem genialnym w swojej prostocie, jeśli nie nawet wybitnym. Z kilku powodów. Przede wszystkim ze względu na konstrukcję płyty złożoną z trzech elementów: wokal, gitara, bity – w tej kolejności, w jakiej z poszczególne nich są uwypuklone. Głos Lennoxa wysuwa się na pierwszy plan i staje się jednym z najbardziej charakterystycznych sposobów wykorzystania wokalu we współczesnej muzyce. Najlepiej słychać to w Drone, ale ta forma równie często przypomina średniowieczne chorały gregoriańskie w uwspółcześnionej odmianie. Kompozycje mają nieskomplikowane melodie i rytmy, które Lennox często zapętla, tworząc z nich świetne transowe utwory. Do tego dochodzą teksty, w których muzyk wypracował swój własny język, opowiadając o codziennych sprawach czy odwołując się do dzieciństwa. Momentami powstają z tego fenomenalne mantry a może nawet i autorefleksyjne modlitwy jak „What's My Life Like?/How Do I Pass Time?” w utworze tytułowym czy „Say Can I Make Bad Mistake?” w najlepszym na płycie Alstatian Darn. Lennox nagrywał tę płytę w podziemiach piwnicy w słonecznej Lizbonie – to płyta piosenkowa na inny sposób niż „Person Pitch”, bardziej zapętlona, zamglona i dyskotekowa. Dla mnie także ciekawsza i pokazująca bardziej ukształtowaną i wypracowaną wizję muzyki Panda Bear. Mocny kandydat do najlepszych płyt roku.

[Jakub Knera]