polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
Pelican Ataraxia/Taraxis

Pelican
Ataraxia/Taraxis

Po dwuipółletniej przerwie dostajemy najnowszy wypiek z logo Pelicana. Tym razem tylko EPka, ale to i tak wystarczy, aby posmakować tych przedziwnych dźwięków. Przyznam, iż mam do nagrań tej formacji słabość.  Bardzo cenię ich za The Fire In Our Throats Will Beckon The Thaw, ale i cała dyskografia ma wiele do zaoferowania. Blisko 18-minutowy materiał na „Ataraxia/Taraxis” muzycznej wolty oczywiście nie przynosi, co w przypadku tego zespołu jest raczej do przewidzenia. Głęboko osiedli przecież w stylistycznych okowach instrumentalnego postrocka z domieszką metalowych wynurzeń. EPka rozpoczyna się od akustyczno-wyciszonych partii („Ataraxia”), by wkrótce przejść na „właściwe” tory („Lathe Biosas”, „Parasite Colony”). Wtedy śmiało można rozłożyć skromny booklet i zanurzyć wzrok w pustynnych krajobrazach. Gdzieś pod stopami zachrzęści piach, a przybrudzony t-shirt po raz kolejny przylgnie do spoconych pleców. Płytę kończy najdłuższy w zestawie „Taraxis”, w którym akustyczny wstęp w stylu Baroness rozwija się do gitarowej, wielowarstwowej misternie utkanej powłoki. Ilustracyjny charakter muzyki kwartetu z Chicago jest tu niezaprzeczalnym atutem. Poza tym plastyczność tych dźwięków wybiega daleko poza ramy oznaczone etykietą „post”. Miła i trochę zbyt krótka porcja muzyki, choć warta polecenia nie tylko na upalne wieczory.

[Marc!n Ratyński]