polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
JOHN IRABAGON’S OUTRIGHT Unhinged

JOHN IRABAGON’S OUTRIGHT
Unhinged

Saksofonista John Irabagon gra m.in. w erudycyjnym, meta jazzowym Mostly Other People Do the Killing (gdzie zresztą wydaje się wydaje się najmniej zwariowanym muzykiem), oraz Mary Halvorson Quintet, kwintecie łączącym w przebiegły sposób akustyczne z elektrycznym, konstrukcję i dekonstrukcję. Jego autorskie projekty dotychczas stały w cieniu dokonań jako side-mana, ale na Unhinged warto, czy wręcz trzeba zwrócić uwagę. I to bynajmniej nie dlatego, że płytę zdobi najbardziej absurdalna i zabawna jazzowa okładka roku (Irabagon jako nieskalany jazzman, ale w scenografii, towarzystwie i pozach raczej z płyty Snoopa). Irabagonowi towarzyszą John Hébert (bas), Ralph Alessi (trąbka), Jacob Sacks (instrumenty klawiszowe) i Tom Rainey (perkusja), tworząc dość oryginalną podróż przez jazzową historię od późnych lat 1950. początku XXI wieku. Dosłownie podróż – rozpoczynają akustycznie gdzieś w post-bopowych czasach Kind of Blue, potem sięgają po „latin tinge” i potężny utwór z udziałem kilkunastoosobowej orkiestry. Następnie wprowadzają elektryczne instrumenty i przedostają się w rejony fusion i funku circa Weather Report. Kolejnym krokiem musi być quasi-smooth jazz, po którym następuje wolta i zdumiewający kower „Take Five” Paula Desmonda, abstrakcyjny, coltrane’owski. Zamykający płytę utwór „Parker Posey” to zawiła, pełna wydarzeń podróż wstecz, aż do lat 1950.

Całość na trzy odcinki podzielona jest przez miniaturki, w których gra akustycznego kwintetu jest przetwarzana przez elektronikę. Wzmacnia to wrażenie, że Unhinged jest swoistą wariacją na temat historii jazzu, zagraną inteligentnie i ryzykownie – sięgając po kolejne estetyki Irabagon i koledzy bawią się ich brzmieniem i alfabetem, zarazem zawsze grając coś pod włos, zaburzając powierzchnię, ale zachowując charakterystyki. Projektów polemizujących z jazzową tradycją, łączących historyczne z nowoczesnym jest mnóstwo, Irabagon proponuje oryginalną interpretację takiego podejścia – składa album niczym „shuffle” z przepastnego jazzowego katalogu, czy wręcz wyciąga próbki z kolejnych podkatalogów, układając je w siłą rzeczy subiektywną narrację. W drugim odcinku jego para-dokumentalnego serialu (orkiestra, fusion, smooth) mam wrażenie, że ją rozumiem, ale następujące interludium zapowiada nieznane - i faktycznie ostatnie dwa utwory pozostawiają więcej pytań niż odpowiedzi. Poszczególne utwory są łatwostrawne i pozornie czytelne, ale cała płyta jest nietypowa i zastanawiająca, bawiąc wodzi słuchacza za nos.

[Piotr Lewandowski]

artykuły o Mostly Other People Do The Killing w popupmusic