W jubileuszowym roku działalności Lado ABC ukazał się jedenasty (wliczając krótki remiksowy winyl) album jednej z ważniejszych dla wytwórni formacji, to zresztą od niej bogata historia stołecznej wytwórni się rozpoczęła. Po flirtach z muzyką Iron Maiden, kompozycjami Komedy i starymi bigbitowymi szlagierami powraca Baaba do kompozycji autorskich w sprawdzonym nie raz stylu, pierwszy od wielu lat czysto instrumentalny album nagrywając już z Janem Młynarskim na perkusji oraz z gościnnym udziałem wzmacniających w paru utworach sekcję dętą Tomasza Ziętka i Piotra Jańca. EasterChristmas za pierwszym razem ogarnąć niemal nie sposób, ale nie jest to w tym wypadku nowość. Kwartet funduje mieszankę najróżniejszych wpływów i czyni to oczywiście z pełną premedytacją, a diabelska precyzja, improwizatorska swoboda i wyobraźnia spotykają się ze sobą w każdym punkcie tej pełnej efektownych zawijasów drogi. Wszystko upakowane w niespełna czterdziestominutowy album sprawia, że harce Baaby chwile spokoju przynoszą tylko miejscami. Od rozkosznego orkiestrowego "Sopola" (brzmiącego niemal jak zapożyczone z sesji Polonezów Maseckiego) po tropikalny "Al Palm" mijamy na płycie funk, disco, jazzowe wtręty, filmowe tudzież kreskówkowe pejzaże i pędzący na złamanie karku afrobeat. Wszechobecne sample, celowe zacinanie się muzyki, zmiany tempa i nastrojów przynoszą obłędną mozaikę, a ramy poszczególnych kompozycji nie są (zresztą nigdy nie były) jakimkolwiek ograniczeniem.
Szalona gęstość inspiracji jednak nie przygniata, jakby miała swój specyficzny porządek, choć być może to właśnie dłuższy rozbrat od grania takich form podziałał na zespół, jak i odbiór samej muzyki, w sposób tak ożywczy? Umiarkowanie przekonały mnie jedynie dwie środkowe kompozycje („Sześć cześć” i „Money Shot”), cała reszta trzyma naprawdę dobry poziom. Mam przy tym wrażenie, że w porównaniu z poprzednimi autorskimi płytami, figlarnego podejścia mamy jakby mniej, nie mam też poczucia, że Baaba – jakkolwiek to zabrzmi – robi sobie jaja. Radość z grania i luz łączą się teraz wyraźniej z powagą niż zgrywą i nieustannym żartem (choć nie bez humoru oczywiście), a w samej muzyce czuje się więcej ducha i emocji niż wcześniej. Gdziekolwiek leży prawda, powrót Baaby do korzeni przynosi jej najlepszy od czasu Disco Externo album.
[Marcin Marchwiński]